sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział II "Terapeutka"

Denerwujące bzyczenie muchy wyrwało dziewczynę ze snu. Kiedy tylko jej umysł się rozjaśnił, wspomnienia zaatakowały ze zdwojoną siłą.
Otworzyła usta, ale żaden dźwięk nie dał rady przedrzeć się przez ściśnięte strachem gardło. Spróbowała więc otworzyć oczy, ale nie udało jej się to. Powieki były jakby z ołowiu. Oddychała głęboko, ale czuła, jak panika przemieszana z histerią narastają u dołu brzucha.
Jednak strach, który wywołały wspomnienia, okazał się być silniejszy od jakichkolwiek problemów ciała. Z gardła dziewczyny wydobył się krzyk. W mgnieniu oka wokół niej zapanowało poruszenie. Ktoś coś krzyczał, próbował ją uspokoić, ale nadaremno.
Nastolatka nie była w stanie pozbyć się wspomnień. Nacierały na nią ze wszystkich stron, jakby czarne macki oplatały umysł. Chwilę później ktoś wbił igłę w zgięcie jej łokcia, a ciemność zassała obrazy pełne zła. Dziewczyna zmęczona własnym krzykiem pozwoliła, by sny pozbawiły ją świadomości.
Czerń utuliła ją do snu.

Miesiąc późnej
Z nieba pokrytego ciemnymi chmurami kropił deszcz. W taki dzień jak ten lepiej zostać w domu, ale idąca chodnikiem dziewczyna miała coś ważnego do załatwienia.
Gdy wiatr gwałtowniej zadął, okryła się szczelniej długim, czarnym płaszczem. Spojrzała w górę, by ocenić, kiedy deszcz zacznie mocniej padać. Na jej okulary spadła ciężka kropla. Instynktownie wytarła ją rękawem, a na szkle pojawiła się smuga. Dziewczyna jęknęła zdenerwowana.
 — Jest jak wtedy — pomyślała i wzdrygnęła się mimowolnie, kiedy obrazy zaczęły wypływać na wierzch świadomości. Na szczęście odgoniła je, kierując myśli na inny tor.
 — Powinnam z nią porozmawiać o czymś poza wypadkiem? — spytała samej siebie. — A może o tych wybuchach gniewu? Ale co jeśli mam jakieś zaburzenia psychiczne? Nie chcę martwic rodziców. Poradzę sobie sama — zdecydowała w końcu i wyłączyła się. Przestała myśleć. Zawsze to robiła, gdy zaczynało sprawiać jej to ból.
Trampki wydawały nieprzyjemny odgłos zasysania przy zetknięciach z kałużami.
Po kilku minutach, nastolatka skręciła w niewielką uliczkę, a po chwili znalazła się przed bramą jednej z licznych w mieście kamienic. Była duża, ozdobiona ornamentami, które zajmowały znaczną powierzchnię budowli.
Dziewczyna zadarła głowę, by po raz kolejny przeczytać jedną z tabliczek przybitych do muru. Napis brzmiał: „DR ZIELIŃSKA — TERAPEUTA, PSYCHOLOG”. Joanna westchnęła ciężko, pchnęła mosiężne drzwi, po czym ruszyła starymi, stromymi schodami na górę.
Dotarła na czwarte piętro, ciężko dysząc, i stanęła przed wejściem do mieszkania. Wykonane z mocnego dębowego drewna wydawało się być nie do wyważenia. Nastolatka nacisnęła dzwonek. Rozbrzmiało stłumione ding-dong, a kiedy ucichło, w środku rozległ się odgłos kroków.
Drzwi otworzyła kobieta mniej więcej w wieku pięćdziesięciu kilku lat. Drobnej postury, ubrana w garsonkę i buty na niewielkim obcasie. Czarne, farbowane włosy związała w wysoki kok. Jej twarz była owalna z lekko zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Siwe brwi i rzęsy chroniły duże, jasne, niebieskie oczy, w których czaiły się wesołe ogniki. Na skórze widać było nieliczne zmarszczki utworzone na skutek długiego przebywania na słońcu i ciągłego uśmiechania się. Czerwone usta rozciągnęły się w szczerym uśmiechu, gdy kobieta dojrzała kasztanowłosą dziewczynę.
 — Witaj. Proszę — powiedziała i odsunęła się kawałek, by Joanna mogła spokojnie wejść.
 — Dzień dobry — odparła nastolatka, wytarła mokre buty o wycieraczkę, po czym wkroczyła do przedpokoju.
Kiedy drzwi się zatrzasnęły, wzdrygnęła się. Ten dźwięk zawsze sprawiał, że zaczynała wpadać w panikę. Odetchnęła głęboko, by choć trochę pozbyć się napięcia, pochyliła się i zdjęła buty. Gdy to uczyniła, obróciła się w stronę terapeutki.
 — Wejdź tutaj — rzekła kobieta i wskazała dłonią na parę czarnych drzwi. — Zaraz do ciebie przyjdę. Jesteś dzisiaj trochę za wcześnie, więc druga osoba nie zdążyła jeszcze wyjść. — Dziewczyna skinęła głową na znak, że zrozumiała i weszła do pomieszczenia.
Drzwi się za nią zamknęły, a ona rozejrzała się po pokoju.
Był to gabinet. Urządzony jak te wszystkie gabinety w amerykańskich filmach oraz serialach. Średniej wielkości, pomalowany beżową farbą. Duże okno. Na parapecie stał cały rząd kaktusów. Dyplomy, świadectwo ukończenia szkoły średniej, studiów i różnych kursów wisiały na północnej ścianie. Właśnie tam stało zabałaganione biurko. Pod przeciwną stała natomiast duża, obita w czarną skórę sofa. Trochę dalej był fotel. Pomiędzy nimi ustawiono niewielki stolik do kawy.
Nastolatka podeszła do sofy i usiadła. Podkuliła nogi, objęła je rękami i oparła głowę o kolana. Przymknęła oczy, wsłuchując się w bicie swojego serca. Czuła, jak łzy zbierają się pod powiekami, więc szybko zaczęła myśleć o czymś neutralnym.
Po tragicznym wypadku autobusu, którym wracała do domu po lekcjach, rodzice wysłali ją na terapię do najlepszej psycholożki w mieście.
Pojazd zderzył się czołowo z tirem dostawczym. Cała przednia jego część została dosłownie zmiażdżona, a wraz z nią wszyscy, którzy tam siedzieli. Nastolatka za każdym razem wzdrygała się, gdy do umysłu przebijała się myśl, że mogła zginąć w taki sposób.
Z wypadku trafiła wprost do szpitala. Tam lekarze ze zdziwieniem stwierdzili tylko wstrząs mózgu oraz kilkanaście mniejszych oraz większych zadrapań oraz siniaków. Ale ten wypadek dokonał więcej spustoszeń. Nie w ciele, lecz w umyśle. Bo dziewczyna widziała tę zmiażdżoną część autobusu. Od środka.
I od tej chwili, co noc śniły się jej koszmary. To one sprawiły, że potrzebowała pomocy.
Śniło się jej wszystko. Zmiażdżone fotele, ciała ludzi oraz krew. Mnóstwo świeżej, szkarłatnej, gęstej cieczy. Ostatnio jednak się zmieniły. Dlatego Joanna zdecydowała się na spotkanie ze swoją „opiekunką”.
Z przemyśleń wyrwał ją zapach świeżo mielonej kawy, który właśnie zaczął unosić się w powietrzu. Podniosła głowę i spojrzała w stronę drzwi. Stała, trzymająca w dłoniach parujący kubek, w nich terapeutka.
Kobieta podeszła i wyciągnęła go w stronę podopiecznej.
 — Dziękuję — rzekła Joanna i sięgnęła po kubek.
Otoczyła go dłońmi, a na skórze poczuła gładką powierzchnię. Upiła trochę i syknęła, gdy gorący napój oparzył ją w język. Drugi łyk wzięła już ostrożniej. Jęknęła, gdy po ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Jej źrenice zwęziły się jak u kota.
Spojrzała z niepokojem na terapeutkę. Twarz kobiety wyrażała zaskoczenie przemieszane z lękiem. Nastolatka zamrugała szybko, po czym przezornie spuściła wzrok. Nagle drewniane panele okazały się być bardzo interesujące.
Na jej szczęście terapeutka była osobą, która wyznawała zasadę, że jeśli ktoś chce, to w końcu sam powie. Nie ma co ciągnąć za język, jeśli delikwent tego nie chce. Może dlatego była tak dobra w tym, co robiła.
Odkaszlnęła i usiadła na fotelu naprzeciw pacjentki.
 — Strach przed snami dalej nie pozwala ci zasnąć? — zapytała, zerkając na ciemne worki pod oczami dziewczyny.
 — Tak, ale nie o tym chciałam dzisiaj porozmawiać — odparła. — Te sny. Zmieniły się. Mają ciąg dalszy. I są jeszcze bardziej przerażające — dodała cichym głosem.
 — Opowiedz — rzekła kobieta i spojrzała uważnie na podopieczną.
Dziewczyna westchnęła. Cały dzień starała się unikać tych obrazów, by nie stracić panowania nad sobą. Otworzyła usta, ale żadne słowo nie zdołało się przez nie przecisnąć. Terapeutka położyła dłoń na jej kolanie.
 — Powoli. Nigdzie nam się nie śpieszy — powiedziała.
Nastolatka podniosła wzrok. Niebieskie oczy terapeutki, tak jak i jej usta, uśmiechały się przyjaźnie.
 — Dobrze — odparła, a po chwili słowa wypłynęły nieprzerwanym strumieniem: — W śnie przebudzam się i czuję wszechobecny chłód. W powietrzu unosi się zapach świeżej krwi. Staram się poruszyć, ale nie czuję mojego ciała. W końcu udaje mi się otworzyć oczy.
Teraz marzę tylko o tym, by znów je zamknąć. Ale nie mogę. Widzę coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć. Zmiażdżone siedzenia, ciała ludzi, w tym także moich znajomych ze szkoły. Gęsta, szkarłatna krew pokrywa wszystko wokoło. Podłogę, okna, ściany. Dostrzegam, jak kałuża krwi powoli, lecz nieubłaganie spływa w dół. Po chwili dotyka mojej ręki. Czuję jej wysoką temperaturę. Wtedy zazwyczaj zaczynałam się budzić, ale teraz nie. Obracam głowę w bok. Odwracam wzrok od kawałków ciał, które kiedyś były ludźmi, których znałam czy też nie, i dostrzegam rudowłosą dziewczynę. Jej skóra jest niezdrowo blada, na twarzy odbija się grymas bólu, a na policzkach widać zaschnięte łzy. Nad nią pochyla się postać ubrana w czarny płaszcz i kaptur zarzucony na głowę. A kiedy odwraca się w moją stronę i dostrzegam twarz, krzyk zamiera mi w ustach. Wtedy ona pochyla się nade mną, a ja… Otwieram oczy. Leżę we własnym łóżku, całkiem spocona, z bolącym od krzyku gardłem.
Cisza, która po tym wyznaniu zapanowała, była tak gęsta, że dałoby się pokroić ją nożem. Dziewczyna bawiła się pustym już kubkiem po kawie, obracając go w dłoniach. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że łzy płyną ciurkiem po jej policzkach, aż terapeutka podała chusteczki.
Nastolatka uśmiechnęła się z wdzięcznością, wyciągnęła papier z opakowania i delikatnym ruchem otarła łzy, po czym głośno wydmuchała nos.
 — Czy wiesz, kto to był? Czy byłabyś w stanie rozpoznać tę osobę, którą widziałaś w autobusie? — zapytała kobieta.
Nastolatka jęknęła, gdy przed oczami stanęła jej tamta twarz. Czaszka z pustymi oczodołami, z których wypływała strużka krwawych łez. Pozostałości ust wykrzywione w szyderczym uśmiechu.
 — Oczywiście, że bym potrafiła. Nigdy nie zapomnę tej twarzy bez względu na to, jak bardzo bym tego chciała — odparła.
 — Kim była ta postać? — zapytała kobieta jeszcze raz spokojnym głosem.
 — Śmierć — stwierdziła, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz.

***

Był późny wieczór. Dziewczyna siedziała na parapecie w swoim pokoju przy zgaszonym świetle, wnętrze rozjaśniały tylko promienie księżyca. Lewa noga zwisała w dół, a stopa dotykała ziemi. Plecami opierała się o ścianę i rysowała w szkicowniku.
Były to makabryczne rysunki. Płonące stosy, głowy nabite na pal, ludzie w kałużach własnej krwi… I Śmierć. Ta sama postać, którą pamiętała z koszmarów.
Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, światło księżyca zgasło. Joanna uniosła głowę znad zeszytu i wyjrzała przez okno. Czarne chmury zebrały się na niebie, przysłaniając srebrną tarczę. Drzewa wyginały się na wszystkie strony.
Zobaczyła błysk. Potem drugi. Po chwili do jej uszu dotarły groźne odgłosy nadchodzącej burzy. Na szybie ujrzała drobne krople deszczu, które w miarę upływu czasu robiły się coraz większe i większe. Na ulicy szybko powstały kałuże, które w większości przesłoniły chodnik. Błyskawice co chwilę rozświetlały niebo.
Błyski sprawiały, że niebo pogrążało się w jeszcze większej ciemności.
Widok ten chwycił nastolatkę za serce i sprawił, że w młodej piersi zaparło dech. Odłożyła zeszyt i ołówek, po czym zeskoczyła z parapetu. Podeszła do włącznika światła i nacisnęła, ale ciemność wciąż pozostała ciemnością.
Zaklęła cicho pod nosem. Nagle coś usłyszała. Podniosła głowę i nastawiła uszu, a dźwięk stał się wyraźniejszy. Powoli stąpając, podeszła do drzwi i uchyliła je. Na dole grał telewizor. Leciała w nim telenowela. Dziewczyna była w stanie rozróżnić poszczególne słowa. Słyszała stukanie palców siostry o klawiaturę w pokoju obok i chrapanie psa.
Joanna zbladła, a na jej twarz wystąpił wyraz głębokiego zaskoczenia. Szybko pokręciła głową, a myśl natychmiast się ukształtowała.
 — To przemęczenie — pomyślała. Chwyciła ręcznik, który zwisał przez oparcie krzesła, i ruszyła w stronę łazienki.

***



Kiedy dziewczyna położyła się do łóżka, na zewnątrz wciąż szalała burza. Do snu ukołysały ją grzmoty oraz szum gałęzi drzew.



Rozdział poprawiony przez moją narzeczoną Ces <3 

2 komentarze:

  1. Komentarz numer dwa. DWA. Ha. Taki ładny.
    Jedziem z koksem.

    O, a tu mnie kurwica nie bierze, że nie mam co poprawiać. Na spokojnie. Tu przecinek, tam przecinek, powtórzenie, powtórzenie, tautologia, regionalizm. Milutko, cieplutko. Ale kurwica też nie bierze, że jest dużo błędów, także bardzo dobrze. Na razie. Nawet do połowy pierwszej strony nie doszłam.

    Za mało akcji, jaaacieee.

    Byłaś kiedyś u psychologa?
    (Nie, nie była. Psycholożka w sensie.).

    Muszę kopiować cudzysłów z Wikipedii, bo mi nie działa. W sensie działa tylko amerykański.

    Dużo niepotrzebnych rzeczy, ale oj tam.

    Też się boję spać! O. Bo koszmary. I można we śnie na ten przykład dostać ataku, a przez to że się śpi to umrzeć, o. I wiele innych rzeczy może się stać. To jedna z moich wielu fobii, ale przy tym jedna z największych. Oraz główna przyczyna zaburzeń snu.
    I moje sny też mają ciąg dalszy! Bardzo, bardzo często. Takie kompletne historie. Zwykle przerażające do samego dna duszy i serca.

    " Terapeutka położyła dłoń na jej kolanie." CO?! (Ponawiam nawias z góry).

    Śmierć.
    Kolejne wspomnienie polonistki, tym razem innej. Musieliśmy opisać śmierć wykreowaną w jakimś-tam utworze (już nie pamiętam). Ponure zadanie, na ocenę. Wszyscy skupieni, cisza, skrobanie długopisów.
    Niedaleko mojej szkoły jest rzeka. Właściwie jakby się bardzo rozpędzić i wyskoczyć z okna z Sali to może by udało się walnąć w drzewo na jej brzegu. Bardzo blisko jest. Szkoła, chodnik, rzeka.
    I w tej rzece są kaczki, które często nam umilają lekcje kwakaniem.
    I tym razem tak samo.
    "Kwa, kwa"
    - Przynosicie chlebek kaczuszkom?
    Cichy, spokojny głos zamyślonej nauczycielki dociera do nas dopiero po chwili. Po kolejnej całe trzydzieści dwie osoby śmieją się na cały głos. A polonistka dodaje:
    - Oddajemy prace.
    Mimo, że mieliśmy jeszcze z osiem minut czasu.
    Cóż.

    (Jeśli chodzi o śmierć i skojarzenia z polonistkami, to mam jeszcze jedno. Bardziej dziwne i smutne i mroczne, przypomnij mi, to kiedyś napiszę w komentarzu).

    Kocham Cię, a kochanie moje
    CeS


    PS Kocham Cię, przyszła żono :D

    OdpowiedzUsuń
  2. #RóżoweCiasteczka Komentarzyk numer dwa :D Ano mimo kilku zgrzytów czytało mi się bardzo przyjemnie :) Cieszę się, że tu wpadłam :) No cóż. Uraz, który wrył się tak głęboko w duszy jest opisany bardzo dobrze. Uczucia, wątpliwości, panika - wszystko jakbyś znała z autopsji. Widać, że w sferze emocjonalnej czujesz się jak ryba w wodzie. Szkoda, że króciuteńko :) no ale może kolejne rozdziały znacznie zaspokoją moją ciekawość. Idę po kubek pysznej herbaty, klikam na rozdział 3 i zagłębiam się w twój emocjonalny świat. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń