Denerwujące
bzyczenie muchy wyrwało dziewczynę ze snu. Kiedy tylko jej umysł się rozjaśnił,
wspomnienia zaatakowały ze zdwojoną siłą.
Otworzyła
usta, ale żaden dźwięk nie dał rady przedrzeć się przez ściśnięte strachem
gardło. Spróbowała więc otworzyć oczy, ale nie udało jej się to. Powieki były
jakby z ołowiu. Oddychała głęboko, ale czuła, jak panika przemieszana
z histerią narastają u dołu brzucha.
Jednak
strach, który wywołały wspomnienia, okazał się być silniejszy od jakichkolwiek
problemów ciała. Z gardła dziewczyny wydobył się krzyk. W mgnieniu
oka wokół niej zapanowało poruszenie. Ktoś coś krzyczał, próbował ją uspokoić,
ale nadaremno.
Nastolatka
nie była w stanie pozbyć się wspomnień. Nacierały na nią ze wszystkich
stron, jakby czarne macki oplatały umysł. Chwilę później ktoś wbił igłę
w zgięcie jej łokcia, a ciemność zassała obrazy pełne zła. Dziewczyna
zmęczona własnym krzykiem pozwoliła, by sny pozbawiły ją świadomości.
Czerń
utuliła ją do snu.
Miesiąc
późnej
Z nieba
pokrytego ciemnymi chmurami kropił deszcz. W taki dzień jak ten lepiej
zostać w domu, ale idąca chodnikiem dziewczyna miała coś ważnego do
załatwienia.
Gdy wiatr
gwałtowniej zadął, okryła się szczelniej długim, czarnym płaszczem. Spojrzała
w górę, by ocenić, kiedy deszcz zacznie mocniej padać. Na jej okulary
spadła ciężka kropla. Instynktownie wytarła ją rękawem, a na szkle
pojawiła się smuga. Dziewczyna jęknęła zdenerwowana.
— Jest
jak wtedy — pomyślała i wzdrygnęła się mimowolnie, kiedy obrazy
zaczęły wypływać na wierzch świadomości. Na szczęście odgoniła je, kierując
myśli na inny tor.
— Powinnam
z nią porozmawiać o czymś poza wypadkiem? — spytała samej siebie.
— A może o tych wybuchach gniewu?
Ale co jeśli mam jakieś zaburzenia psychiczne? Nie chcę martwic rodziców. Poradzę
sobie sama — zdecydowała w końcu i wyłączyła się. Przestała
myśleć. Zawsze to robiła, gdy zaczynało sprawiać jej to ból.
Trampki
wydawały nieprzyjemny odgłos zasysania przy zetknięciach z kałużami.
Po kilku
minutach, nastolatka skręciła w niewielką uliczkę, a po chwili
znalazła się przed bramą jednej z licznych w mieście kamienic. Była
duża, ozdobiona ornamentami, które zajmowały znaczną powierzchnię budowli.
Dziewczyna
zadarła głowę, by po raz kolejny przeczytać jedną z tabliczek przybitych
do muru. Napis brzmiał: „DR ZIELIŃSKA — TERAPEUTA, PSYCHOLOG”. Joanna
westchnęła ciężko, pchnęła mosiężne drzwi, po czym ruszyła starymi, stromymi
schodami na górę.
Dotarła na
czwarte piętro, ciężko dysząc, i stanęła przed wejściem do mieszkania.
Wykonane z mocnego dębowego drewna wydawało się być nie do wyważenia.
Nastolatka nacisnęła dzwonek. Rozbrzmiało stłumione ding-dong, a kiedy
ucichło, w środku rozległ się odgłos kroków.
Drzwi
otworzyła kobieta mniej więcej w wieku pięćdziesięciu kilku lat. Drobnej
postury, ubrana w garsonkę i buty na niewielkim obcasie. Czarne,
farbowane włosy związała w wysoki kok. Jej twarz była owalna z lekko
zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Siwe brwi i rzęsy chroniły duże, jasne,
niebieskie oczy, w których czaiły się wesołe ogniki. Na skórze widać było
nieliczne zmarszczki utworzone na skutek długiego przebywania na słońcu
i ciągłego uśmiechania się. Czerwone usta rozciągnęły się w szczerym
uśmiechu, gdy kobieta dojrzała kasztanowłosą dziewczynę.
— Witaj. Proszę — powiedziała i odsunęła
się kawałek, by Joanna mogła spokojnie wejść.
— Dzień dobry — odparła nastolatka, wytarła
mokre buty o wycieraczkę, po czym wkroczyła do przedpokoju.
Kiedy
drzwi się zatrzasnęły, wzdrygnęła się. Ten dźwięk zawsze sprawiał,
że zaczynała wpadać w panikę. Odetchnęła głęboko, by choć trochę
pozbyć się napięcia, pochyliła się i zdjęła buty. Gdy to uczyniła,
obróciła się w stronę terapeutki.
— Wejdź tutaj — rzekła kobieta i wskazała
dłonią na parę czarnych drzwi. — Zaraz do ciebie przyjdę. Jesteś dzisiaj trochę
za wcześnie, więc druga osoba nie zdążyła jeszcze wyjść. — Dziewczyna skinęła
głową na znak, że zrozumiała i weszła do pomieszczenia.
Drzwi się
za nią zamknęły, a ona rozejrzała się po pokoju.
Był to
gabinet. Urządzony jak te wszystkie gabinety w amerykańskich filmach oraz
serialach. Średniej wielkości, pomalowany beżową farbą. Duże okno. Na parapecie
stał cały rząd kaktusów. Dyplomy, świadectwo ukończenia szkoły średniej,
studiów i różnych kursów wisiały na północnej ścianie. Właśnie tam stało zabałaganione
biurko. Pod przeciwną stała natomiast duża, obita w czarną skórę sofa.
Trochę dalej był fotel. Pomiędzy nimi ustawiono niewielki stolik do kawy.
Nastolatka
podeszła do sofy i usiadła. Podkuliła nogi, objęła je rękami i oparła
głowę o kolana. Przymknęła oczy, wsłuchując się w bicie swojego
serca. Czuła, jak łzy zbierają się pod powiekami, więc szybko zaczęła myśleć
o czymś neutralnym.
Po
tragicznym wypadku autobusu, którym wracała do domu po lekcjach, rodzice
wysłali ją na terapię do najlepszej psycholożki w mieście.
Pojazd
zderzył się czołowo z tirem dostawczym. Cała przednia jego część została
dosłownie zmiażdżona, a wraz z nią wszyscy, którzy tam siedzieli.
Nastolatka za każdym razem wzdrygała się, gdy do umysłu przebijała się myśl,
że mogła zginąć w taki sposób.
Z wypadku
trafiła wprost do szpitala. Tam lekarze ze zdziwieniem stwierdzili tylko
wstrząs mózgu oraz kilkanaście mniejszych oraz większych zadrapań oraz
siniaków. Ale ten wypadek dokonał więcej spustoszeń. Nie w ciele, lecz w umyśle.
Bo dziewczyna widziała tę zmiażdżoną część autobusu. Od środka.
I od tej
chwili, co noc śniły się jej koszmary. To one sprawiły, że potrzebowała
pomocy.
Śniło się
jej wszystko. Zmiażdżone fotele, ciała ludzi oraz krew. Mnóstwo świeżej, szkarłatnej,
gęstej cieczy. Ostatnio jednak się zmieniły. Dlatego Joanna zdecydowała się na
spotkanie ze swoją „opiekunką”.
Z
przemyśleń wyrwał ją zapach świeżo mielonej kawy, który właśnie zaczął unosić
się w powietrzu. Podniosła głowę i spojrzała w stronę drzwi.
Stała, trzymająca w dłoniach parujący kubek, w nich terapeutka.
Kobieta
podeszła i wyciągnęła go w stronę podopiecznej.
— Dziękuję — rzekła Joanna i sięgnęła po
kubek.
Otoczyła
go dłońmi, a na skórze poczuła gładką powierzchnię. Upiła trochę
i syknęła, gdy gorący napój oparzył ją w język. Drugi łyk wzięła już
ostrożniej. Jęknęła, gdy po ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Jej źrenice
zwęziły się jak u kota.
Spojrzała
z niepokojem na terapeutkę. Twarz kobiety wyrażała zaskoczenie
przemieszane z lękiem. Nastolatka zamrugała szybko, po czym przezornie
spuściła wzrok. Nagle drewniane panele okazały się być bardzo interesujące.
Na jej
szczęście terapeutka była osobą, która wyznawała zasadę, że jeśli ktoś
chce, to w końcu sam powie. Nie ma co ciągnąć za język, jeśli delikwent
tego nie chce. Może dlatego była tak dobra w tym, co robiła.
Odkaszlnęła
i usiadła na fotelu naprzeciw pacjentki.
— Strach przed snami dalej nie pozwala ci
zasnąć? — zapytała, zerkając na ciemne worki pod oczami dziewczyny.
— Tak, ale nie o tym chciałam dzisiaj
porozmawiać — odparła. — Te sny. Zmieniły się. Mają ciąg dalszy. I są
jeszcze bardziej przerażające — dodała cichym głosem.
— Opowiedz — rzekła kobieta i spojrzała
uważnie na podopieczną.
Dziewczyna
westchnęła. Cały dzień starała się unikać tych obrazów, by nie stracić
panowania nad sobą. Otworzyła usta, ale żadne słowo nie zdołało się przez nie
przecisnąć. Terapeutka położyła dłoń na jej kolanie.
— Powoli. Nigdzie nam się nie śpieszy —
powiedziała.
Nastolatka
podniosła wzrok. Niebieskie oczy terapeutki, tak jak i jej usta,
uśmiechały się przyjaźnie.
— Dobrze — odparła, a po chwili słowa
wypłynęły nieprzerwanym strumieniem: — W śnie przebudzam się i czuję
wszechobecny chłód. W powietrzu unosi się zapach świeżej krwi. Staram się
poruszyć, ale nie czuję mojego ciała. W końcu udaje mi się otworzyć oczy.
Teraz
marzę tylko o tym, by znów je zamknąć. Ale nie mogę. Widzę coś, co nigdy
nie powinno się zdarzyć. Zmiażdżone siedzenia, ciała ludzi, w tym także
moich znajomych ze szkoły. Gęsta, szkarłatna krew pokrywa wszystko wokoło.
Podłogę, okna, ściany. Dostrzegam, jak kałuża krwi powoli, lecz nieubłaganie
spływa w dół. Po chwili dotyka mojej ręki. Czuję jej wysoką temperaturę.
Wtedy zazwyczaj zaczynałam się budzić, ale teraz nie. Obracam głowę w bok.
Odwracam wzrok od kawałków ciał, które kiedyś były ludźmi, których znałam czy
też nie, i dostrzegam rudowłosą dziewczynę. Jej skóra jest niezdrowo
blada, na twarzy odbija się grymas bólu, a na policzkach widać zaschnięte
łzy. Nad nią pochyla się postać ubrana w czarny płaszcz i kaptur
zarzucony na głowę. A kiedy odwraca się w moją stronę
i dostrzegam twarz, krzyk zamiera mi w ustach. Wtedy ona pochyla się
nade mną, a ja… Otwieram oczy. Leżę we własnym łóżku, całkiem spocona,
z bolącym od krzyku gardłem.
Cisza,
która po tym wyznaniu zapanowała, była tak gęsta, że dałoby się pokroić ją
nożem. Dziewczyna bawiła się pustym już kubkiem po kawie, obracając go
w dłoniach. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że łzy płyną
ciurkiem po jej policzkach, aż terapeutka podała chusteczki.
Nastolatka
uśmiechnęła się z wdzięcznością, wyciągnęła papier z opakowania
i delikatnym ruchem otarła łzy, po czym głośno wydmuchała nos.
— Czy wiesz, kto to był? Czy byłabyś
w stanie rozpoznać tę osobę, którą widziałaś w autobusie? — zapytała
kobieta.
Nastolatka
jęknęła, gdy przed oczami stanęła jej tamta twarz. Czaszka z pustymi
oczodołami, z których wypływała strużka krwawych łez. Pozostałości ust
wykrzywione w szyderczym uśmiechu.
— Oczywiście, że bym potrafiła. Nigdy nie
zapomnę tej twarzy bez względu na to, jak bardzo bym tego chciała — odparła.
— Kim była ta postać? — zapytała kobieta
jeszcze raz spokojnym głosem.
— Śmierć — stwierdziła, a jej ciałem
wstrząsnął dreszcz.
***
Był późny
wieczór. Dziewczyna siedziała na parapecie w swoim pokoju przy zgaszonym
świetle, wnętrze rozjaśniały tylko promienie księżyca. Lewa noga zwisała
w dół, a stopa dotykała ziemi. Plecami opierała się o ścianę
i rysowała w szkicowniku.
Były to
makabryczne rysunki. Płonące stosy, głowy nabite na pal, ludzie w kałużach
własnej krwi… I Śmierć. Ta sama postać, którą pamiętała z koszmarów.
Nagle, jak
za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, światło księżyca zgasło. Joanna uniosła
głowę znad zeszytu i wyjrzała przez okno. Czarne chmury zebrały się na
niebie, przysłaniając srebrną tarczę. Drzewa wyginały się na wszystkie strony.
Zobaczyła
błysk. Potem drugi. Po chwili do jej uszu dotarły groźne odgłosy nadchodzącej
burzy. Na szybie ujrzała drobne krople deszczu, które w miarę upływu czasu
robiły się coraz większe i większe. Na ulicy szybko powstały kałuże, które
w większości przesłoniły chodnik. Błyskawice co chwilę rozświetlały niebo.
Błyski
sprawiały, że niebo pogrążało się w jeszcze większej ciemności.
Widok ten
chwycił nastolatkę za serce i sprawił, że w młodej piersi zaparło
dech. Odłożyła zeszyt i ołówek, po czym zeskoczyła z parapetu.
Podeszła do włącznika światła i nacisnęła, ale ciemność wciąż pozostała
ciemnością.
Zaklęła
cicho pod nosem. Nagle coś usłyszała. Podniosła głowę i nastawiła uszu,
a dźwięk stał się wyraźniejszy. Powoli stąpając, podeszła do drzwi
i uchyliła je. Na dole grał telewizor. Leciała w nim telenowela.
Dziewczyna była w stanie rozróżnić poszczególne słowa. Słyszała stukanie
palców siostry o klawiaturę w pokoju obok i chrapanie psa.
Joanna
zbladła, a na jej twarz wystąpił wyraz głębokiego zaskoczenia. Szybko
pokręciła głową, a myśl natychmiast się ukształtowała.
— To
przemęczenie — pomyślała. Chwyciła ręcznik, który zwisał przez oparcie
krzesła, i ruszyła w stronę łazienki.
***
Kiedy
dziewczyna położyła się do łóżka, na zewnątrz wciąż szalała burza. Do snu
ukołysały ją grzmoty oraz szum gałęzi drzew.
Rozdział poprawiony przez moją narzeczoną Ces <3
Komentarz numer dwa. DWA. Ha. Taki ładny.
OdpowiedzUsuńJedziem z koksem.
O, a tu mnie kurwica nie bierze, że nie mam co poprawiać. Na spokojnie. Tu przecinek, tam przecinek, powtórzenie, powtórzenie, tautologia, regionalizm. Milutko, cieplutko. Ale kurwica też nie bierze, że jest dużo błędów, także bardzo dobrze. Na razie. Nawet do połowy pierwszej strony nie doszłam.
Za mało akcji, jaaacieee.
Byłaś kiedyś u psychologa?
(Nie, nie była. Psycholożka w sensie.).
Muszę kopiować cudzysłów z Wikipedii, bo mi nie działa. W sensie działa tylko amerykański.
Dużo niepotrzebnych rzeczy, ale oj tam.
Też się boję spać! O. Bo koszmary. I można we śnie na ten przykład dostać ataku, a przez to że się śpi to umrzeć, o. I wiele innych rzeczy może się stać. To jedna z moich wielu fobii, ale przy tym jedna z największych. Oraz główna przyczyna zaburzeń snu.
I moje sny też mają ciąg dalszy! Bardzo, bardzo często. Takie kompletne historie. Zwykle przerażające do samego dna duszy i serca.
" Terapeutka położyła dłoń na jej kolanie." CO?! (Ponawiam nawias z góry).
Śmierć.
Kolejne wspomnienie polonistki, tym razem innej. Musieliśmy opisać śmierć wykreowaną w jakimś-tam utworze (już nie pamiętam). Ponure zadanie, na ocenę. Wszyscy skupieni, cisza, skrobanie długopisów.
Niedaleko mojej szkoły jest rzeka. Właściwie jakby się bardzo rozpędzić i wyskoczyć z okna z Sali to może by udało się walnąć w drzewo na jej brzegu. Bardzo blisko jest. Szkoła, chodnik, rzeka.
I w tej rzece są kaczki, które często nam umilają lekcje kwakaniem.
I tym razem tak samo.
"Kwa, kwa"
- Przynosicie chlebek kaczuszkom?
Cichy, spokojny głos zamyślonej nauczycielki dociera do nas dopiero po chwili. Po kolejnej całe trzydzieści dwie osoby śmieją się na cały głos. A polonistka dodaje:
- Oddajemy prace.
Mimo, że mieliśmy jeszcze z osiem minut czasu.
Cóż.
(Jeśli chodzi o śmierć i skojarzenia z polonistkami, to mam jeszcze jedno. Bardziej dziwne i smutne i mroczne, przypomnij mi, to kiedyś napiszę w komentarzu).
Kocham Cię, a kochanie moje
CeS
PS Kocham Cię, przyszła żono :D
#RóżoweCiasteczka Komentarzyk numer dwa :D Ano mimo kilku zgrzytów czytało mi się bardzo przyjemnie :) Cieszę się, że tu wpadłam :) No cóż. Uraz, który wrył się tak głęboko w duszy jest opisany bardzo dobrze. Uczucia, wątpliwości, panika - wszystko jakbyś znała z autopsji. Widać, że w sferze emocjonalnej czujesz się jak ryba w wodzie. Szkoda, że króciuteńko :) no ale może kolejne rozdziały znacznie zaspokoją moją ciekawość. Idę po kubek pysznej herbaty, klikam na rozdział 3 i zagłębiam się w twój emocjonalny świat. Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuń