wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział III "Przeznaczenie"


Na korytarzu Liceum Ogólnokształcącego imienia Mikołaja Kopernika panował wesoły harmider. Właśnie przed chwilą zabrzmiał dzwonek obwieszczający początek przerwy na obiad. Z każdą kolejną sekundą na korytarzu robiło się coraz ciaśniej i głośniej.
Najlepsze przyjaciółki gromadziły się razem i rozmawiały chichocząc od czasu do czasu. Kumple z różnych klas witali się, ściskając swoje dłonie. Część uczniów chodziła po korytarzach, rozprawiając między sobą o różnych, niekoniecznie szkolnych sprawach. Jeszcze inni bawili się komórkami albo wysyłali SMS Przechodząc przez szkolny korytarz czasami można było natknąć się na młodzież usiłującą powtórzyć materiał przed zbliżającym się testem.
Każdy z nich żył swoim zwyczajnym życiem. Nikt już nie przejmował się wypadkiem sprzed miesiąca, kiedy to kierowca tira, prowadząc pojazd, dostał zawału serca i uderzył w miejski autobus. W wypadku tym zginęło kilka osób ze szkoły, więc dyrektor ogłosił apel, by uczcić ich momentem ciszy. Potem każdy, z wyjątkiem bliskich ofiar, powrócił do własnych myśli i zajęć.
Dodatkowo był to Jarosław. Miasto znajdujące się w wschodnio- południowej Polsce, w którym śmiertelność była wyższa niż gdziekolwiek indziej na Podkarpaciu.
W całej szkole istniało tylko jedno miejsce, gdzie cisza trwała nieprzerwanie, nawet w czasie długiej przerwy. I tam teraz przebywała wysoka, ciemnowłosa uczennica.
Joanna Kot siedziała na podłodze w łazience dla dziewcząt.
Pomieszczenie znajdowało się na parterze. Stare, zniszczone i rozpadające się. Umywalki w niektórych miejscach były ukruszone, a lustra nad nimi popękane. Lawendowe płytki odpadały od ścian. Kiedy zaglądało się do malutkiej części, gdzie znajdowały się ubikacje, pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy były zepsute spłuczki i połamane stojaki na papier toaletowy. Szkoła już od kilkunastu miesięcy miała tę łazienkę wyremontować, ale jak to często bywa, brakowało na to środków. Zawsze coś okazywało się ważniejsze. Uczennice wolały czekać dłużej w kolejce w łazience na górze, byle tylko nie musieć korzystać z tej.
Joannie to nie przeszkadzało. Nienawidziła tłoku oraz hałasu i jedynie to jedno pomieszczenie w całej szkole chroniło ją przed obłędem. Dziewczyna przychodziła tutaj nie tylko po to, by załatwić swoje potrzeby, ale także by móc w spokoju porysować i pomyśleć.
Kończyła właśnie rysować. W pewnym momencie rozległ się szept. Dziewczyna usłyszała go pomimo słuchawek włożonych w uszy, z których leciała muzyka na maksymalnym poziomie głośności.
 — To niemożliwe. Jestem tutaj sama — pomyślała.
Szept rozległ się znowu.
Teraz nastolatka już nie mogła zrzucić winy na zmęczenie. Po jej plecach przeszły zimne dreszcze. Zdjęła słuchawki, po czym szybko wrzuciła je do torby razem z rysownikiem i ołówkiem. Ostrożnie podniosła się z ziemi i powoli podeszła do drzwi.
Szept nasilił się.
Dziewczyna delikatnie uchyliła plastikowe drzwi i wyjrzała na korytarz. Był prawie pusty.
 — Pewnie wszyscy są na stołówce — pomyślała. Spojrzała na swój zegarek. Do końca przerwy zostało jeszcze piętnaście minut. Zmarszczyła brwi w zamyśleniu, a pomiędzy nimi pojawiła się pionowa zmarszczka. Zamknęła oczy i maksymalnie wytężyła słuch.
Wzdrygnęła się, gdy głos rozbrzmiał koło jej ucha. Po jej plecach spłynął zimny pot, ale nie odwróciła głowy. Nie mogła sobie pozwolić nawet na chwilę dekoncentracji. Teraz został tylko ten jeden, obcy głos. Niski, chrapliwy, pasujący bardziej do dorosłego mężczyzny niż nastolatka.
Z każdą kolejną sekundą stawał się coraz bardziej znajomy.
Z gardła nastolatki wydobył się jęk, gdy rozpoznała, do kogo należy. To był Emil Los. Chłopak z klasy, który w dniu wypadku pomógł jej pozbierać rozrzucone po podłodze książki.
Nastolatka wyczuła, że obok niego nikogo nie ma. Musiał rozmawiać z kimś przez telefon, bo nie był osobą, która mówi do siebie. Ważniejsze jednak było to, co mówił, a nie do kogo to mówił.
 — Ona jest dziwna. Znaczy cały czas taka była. Odkąd ją znam, to ciągle siedziała, coś rysowała w swoim zeszycie, mruczała do siebie pod nosem. Prawie nigdy nie widziałem, żeby szła gdzieś bez swojej MP4. Teraz widzę po niej, że cały czas przeżywa ten wypadek sprzed miesiąca. Zmieniła się. Obserwuję ją i dostrzegam tę subtelną różnicę. Wystarczy spojrzeć na jej zachowanie. Jest mniej nieporadne. Wydaje się stawać taka jak my. Jednak musimy się upewnić, zanim zrobimy jakikolwiek ruch w jej stronę. Od tego zależy życie wielu — powiedział, po czym umilkł.
Joanna czuła się, jakby wrosła w posadzkę.
 — O co mu chodzi? Taka jak my? Czyli jaka? Co on tym razem wymyślił? Mam powoli dość. — pomyślała. — Powinnam z nim pogadać. I zrobiłabym to, ale nie jestem w stanie. On jest chłopakiem. Ja nie rozmawiam z chłopakami. I z nim także nie pogadam. Nieważne jak bardzo jestem ciekawa o co mu chodzi.
Drzwi zaskrzypiały. Dziewczyna obróciła się gwałtownie. Po sekundzie poczuła, jak czyjeś ciało pod naporem jej siły uderza o ścianę, a z gardła nieznajomego wydobywa się jęk bólu.
Kiedy dotarło do Joanny co robi, natychmiast puściła postać. Zawstydzona spojrzała na przybysza spod rzęs. Był to chłopak. Rudy, z krzywym nosem i mnóstwem piegów. W jego brązowych oczach dostrzegła duże zaskoczenie.
 — Co tu robisz? — zapytała, w końcu patrząc mu prosto w oczy. Nie podobał jej się. Wtedy było łatwiej. Wciąż trudno było mu patrzeć w oczy, ale nie tak samo trudno, gdy patrzyła na kogoś przystojnego.
Chłopak spróbował odwrócić wzrok od przeszywającego spojrzenia dziewczyny. Nastolatka zdziwiła się, ale po chwili do niej dotarło.
 — Moje oczy — pomyślała. Czasem spotykała się z takim zachowaniem. Tylko u dziewczyn, bo to zwykle z nimi rozmawiała. Nie wiedziała, czemu mają problem z jej tęczówkami. Przecież to już nie było średniowiecze.
 — On kazał sprawdzić, czy tu jesteś. Emil. Szukał cię — W końcu odpowiedział rudzielec. Dziewczyna spojrzała na niego ze złością.
Znowu ten palant.
 — Przekaż mu, żeby się w końcu ode mnie odczepił. Nie jestem nim zainteresowana — odpowiedziała.
Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ona razem ze swoją torbą już zdążyła zniknąć za zakrętem.

***

Noc okryła ziemię czarnym płaszczem. Na niebie nie było ani jednej gwiazdy. Tylko wielki, jasny księżyc. Panowała tutaj zbawienna cisza. Ludzie już pozamykali się w swoich domach, chcąc odpocząć od dnia pełnego hałasu oraz problemów. Ulice i chodniki były puste. Od czasu do czasu samochód przejeżdżał jezdnią.
Joanna Kot wracała właśnie do domu ze spaceru. Zboczyła z bezpiecznej głównej ulicy, by skręcić w ciemną, długą i wąską uliczkę prowadzącą do osiedla domków jednorodzinnych. Tworzyła ją przerwa między dwoma budynkami z cegły. Stały tam kontenery, stare pudła, rozwalone gazety. Pomiędzy wszystkimi śmieciami przeciskały się myszy.
Wieczór był ciepły. Zaczął wiać zimny wiatr rozwiewający włosy dziewczyn i jeszcze bardziej rozrzucający gazety. Nastolatka była już w połowie drogi, gdy usłyszała szmer. Wzdrygnęła się i rozejrzała dookoła, ale w tej ciemności niczego nie była w stanie dostrzec.
Przycisnęła torbę mocniej do piersi i przyspieszyła kroku, by jak najszybciej znaleźć się w swoim bezpiecznym domu. Zwiększyła głośność piosenki, by dodać sobie odwagi. Kiedy znajdowała się już prawie na końcu uliczki, odetchnęła głęboko i przystanęła w miejscu.
Wtem poczuła na karku czyjś zimny oddech. Obróciła się gwałtownie, nabierając powietrza, by w razie czego krzyknąć. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Koszmar znów się jej ukazał.
Śmierć wyglądała tak, jak ją zapamiętała. Była może tylko trochę bardziej zgarbiona, ale to wcale nie sprawiało, że wyglądała mniej przerażająco.
Biała czaszka. Te same puste oczodoły, z których wypływały krwawe łzy. Zwisające pozostałości ust.
Powietrze uleciało z dziewczyny jak z przekutego balonu, gdy Śmierć bladą dłonią zakryła jej usta.
 — Cicho — przemówiła. — To nie twój czas. Gdybyś miała zginąć, zabrałabym cię już wtedy, w autobusie. Na razie jesteś bezpieczna. Z mojej strony nic ci nie grozi. Już niedługo spełnię swą obietnicę, podaruję ci nowe życie. Na razie lepiej słyszysz i jesteś silniejsza, ale to jeszcze nie koniec. Przemiana będzie się dokonywać jeszcze bardzo długo. Nie dziw się niczemu, co cię spotka. Już niedługo — rzekła głucho i rozpłynęła się w ciemnej mgle.
Joanna stała kilka sekund jak skamieniała. Serce biło jej szybko i nierówno, ślina nie była w stanie przecisnąć się przez gardło. Kiedy znów rozległ się szmer, obróciła się na pięcie i biegiem rzuciła się w stronę domu.

***

Zamek zaskrzypiał cicho, gdy dziewczyna przekręciła w nim klucz. Otworzyła drzwi i weszła do środka. W progu przywitał ją pies. Suczka, labrador o wdzięcznym imieniu Chelsea. Była już stara i schorowana. Łapy odmawiały jej posłuszeństwa, a wzrok coraz bardziej słabł.
Nastolatka pochyliła się i podrapała ją za uchem.
 — Co tam, staruszko? — zapytała, a pies zamachał radośnie ogonem.
Dziewczyna wstała i przeciągnęła się.
 — Cześć, mamo! — krzyknęła, gdy dostrzegła matkę siedzącą na narożniku przed telewizorem i oglądającą wiadomości.
 — Hej, kochanie! — odkrzyknęła, nie odwracając wzroku od szklanego ekranu.
Nastolatka westchnęła.
 — Czy ktoś cię odprowadził? — zapytała z troską matka.
 — Jasne, jak zawsze — skłamała bez mrugnięcia okiem.
Przecież nie mogła jej powiedzieć, że nie miała przyjaciół. Była chronicznie nieśmiała, zbyt nieśmiała by zagadać, co utrudniało jej relację z ludźmi. Gdyby wyznała matce prawdę, najpierw dostałaby karę za to, że wracała sama do domu, a dopiero potem matka zaczęłaby wypytywać, dlaczego tak jest.
Joanna wiedziała, że lepiej było, gdy mama nie znała całej prawdy. Chciała, by rodzicielka widziała w niej szczęśliwą, lubianą i bardzo wygadaną córeczkę. Bo właśnie taki obraz siebie jej pokazywała.
Joanna zdjęła trampki i ułożyła je w równym rządku zaraz obok butów pozostałych członków rodziny. Stanęła w drzwiach salonu, dużego, przestronnego pomieszczenia. Pierwszym, co rzucało się w oczy, było ogromne okno i drzwi prowadzące na duży taras. Na równoległej ścianie na samym środku wbudowano okno, które teraz zasłaniały rolety antywłamaniowe. Na środku, obrócony w stronę północnej ściany, znajdował się beżowy narożnik. Można z niego było oglądać filmy na dużej plazmie.
Joanna podeszła do niego i usiadła obok mamy. Plecami oparła się o jej ramię, a nogi przerzuciła przez jeden z podłokietników. Mama pogłaskała ją, po czym pocałowała w głowę. Jedną dłonią gładziła córkę po ramieniu.
Dziewczyna przymknęła oczy. Znów czuła się, jakby miała dziesięć lat. Kochana, bezpieczna, bez żadnych problemów. Bez obowiązku podejmowania trudnych decyzji.
Leżała tak kilka minut, a gdy poczuła, że zmęczenie próbuje przejąć kontrolę nad umysłem, przekręciła się w bok i usiadła normalnie. Tym samym oderwała się od ciepłego ramienia rodzicielki.
 — Idę już na górę, mamo. Jestem bardzo zmęczona — powiedziała i pocałowała mamę w policzek. — Kocham cię — szepnęła, po czym szybko wbiegła schodami na górę.
Po kilku sekundach rozległ się trzask zamykanych drzwi.

***

Joanna stała przed drzwiami na środku swojego pokoju i starała się zrozumieć to, co widziała. Usta zatkała dłonią, by nie krzyknąć. Uklękła pośród bałaganu, a łzy popłynęły strumieniem po policzkach.
Po całym pokoju rozrzucone były wszystkie rzeczy dziewczyny. Ubrania, bielizna, książki, zeszyty, bloki rysunkowe, połamane kredki, pastele, ołówki, wylane farby. Szuflady były otwarte i wybebeszone, lampka leżała obok biurka, a przy niej walały się odłamki zbitej żarówki. Rysunki, jakie kiedykolwiek zrobiła nastolatka, leżały teraz na podłodze w strzępach. Przez otwarte na oścież okno do środka wpadały krople zimnego deszczu. Dodatkowo wyczuła w powietrzu jakiś dziwny zapach. Bzu, kawy oraz rozkładu.
 — Co tu się stało? — zerknęła w stronę okna. — Zostawiłam je otwarte? — zastanowiła się. — Idiotka — zganiła się w myślach. Dziewczyna podniosła połamane pastele i przycisnęła je z żalem do piersi. Starając się powstrzymać napływające do oczu łzy, podniosła się z kolan i podeszła do okna. Zatrzasnęła je, po czym zabrała się za ogarnięcie swojego pokoju.

***

Zamroczony umysł dziewczyny zaczął się przejaśniać, by po chwili odzyskać pełną świadomość. Koszmary przegonione przebudzeniem skryły się w cieniu, by znów wrócić się do życia, kiedy ciemna noc pokryje niebo.
Joanna, gdy już miała pewność, że jej mózg do końca wyrwał się z letargu, otworzyła szeroko oczy. Światło drastycznie wbiło się w źrenice. Dziewczyna instynktownie przymknęła powieki. Łzy ciurkiem popłynęły po czerwonej jeszcze od snu twarzy. Wytarła piekące ją teraz oczy dłonią.
Znów uchyliła powieki, ale tym razem zrobiła to powoli. Kiedy była do końca przebudzona, a oczy w pełni sprawne, jak zawsze po przebudzeniu rozejrzała się po pokoju. W zdziwieniu uniosła wysoko brwi.
Wszystko było ostre. Gdzie by nie spojrzała, wszystko miało ostre kontury, kolory zdawały się piękniejsze i wyraźniejsze niż dotąd. Nastolatka przyłożyła obie dłonie do twarzy, by sprawdzić, czy przypadkiem wczoraj wieczorem nie zapomniała zdjąć okularów i spała w nich.
A jednak to nie było to. Okularów nie było na jej nosie. Uniosła brwi jeszcze wyżej, uchyliła lekko wargi i przetarła palcami zwodzące ją oczy.
 — To musi być sen. Tak, na pewno jeszcze się do końca nie obudziłam — pomyślała. Nie chciała dopuścić do siebie nawet krótkiego przebłysku nadziei, że jej wzrok został uleczony, naprawiony przez Śmierć.
Ale mózg rejestrował co innego. Zanim dziewczyna się zorientowała, łzy zdążyły popłynąć po policzkach. Serce zaczęło wystukiwać szybki, nierówny rytm, a w gardle narastać wysoki pisk. Ze szczęścia dziewczyna chciała wyskoczyć z łóżka, ale zahaczyła nogą o kołdrę. Poleciała na twarz, jednak w ostatniej chwili podparła się rękami. Stanęła na nich, po czym zrobiła przewrót, lądując na stopach.
Zaskoczona i zszokowana uklękła. Z jej gardła wydobył się pisk. Rozległo się pukanie do drzwi.
 — Kochanie? Zejdziesz na śniadanie? — zapytała matka.
 — Tak, zaraz zejdę — krzyknęła.
Rozległo się skrzypienie schodów, gdy Marzena schodziła. Dziewczyna nasłuchiwała. Kiedy usłyszała, jak jej mama wypuszcza psa, wstała i wciąż zaskoczona, ale i szczęśliwa, podeszła do komody by się ubierać.


***

Właśnie skończyła się ostatnia lekcja przed długą przerwą. Joanna wstała z krzesła i ruszyła w stronę drzwi. Całą godzinę czuła na plecach wzrok Emila. Starała się go ignorować, ale mimo prób nie mogła skupić się na zajęciach.
Zainteresowanie jej osobą zawsze wprawiało dziewczynę w niemałe zakłopotanie. W takich momentach zaczynała się pocić i czerwienić, a serce przyspieszało.
Joanna stanęła w drzwiach i rozejrzała się po korytarzu. Westchnęła, gdy ujrzała, jak Emil stoi na „balkonie”, czyli na bramce przy schodach, która chroniła przed upadkiem, i popisuje się przed znajomymi.
Nastolatka wyszła z klasy i trzymając głowę wysoko, przeszła obok grupki i zaczęła schodzić schodami. Wtem poczuła na nadgarstku czyjąś dłoń. Gwałtownie obróciła się i stanęła twarzą w twarz z Emilem. W jego oczach dostrzegła rozbawienie oraz pewność siebie.
 — Puszczaj mnie — syknęła i spróbowała wyrwać rękę z uścisku.
Jednak chłopak tylko mocniej zacisnął palce.
 — Mogę to zrobić. Ale co, jeśli nie? — zapytał, w jego głosie słychać było wyzwanie.
I właśnie jego oczy, postawa oraz zadowolony ton spowodowały dalsze wydarzenia. Joanna poczuła, jak w jej wnętrzu zbiera się mieszanina wściekłości, upokorzenia oraz nieznanej dotąd siły.
 — Zostaw mnie — syknęła z nienawiścią na tyle głośno, że usłyszeli ją znajomi.
Po korytarzu rozniósł się śmiech.
 — Kotku, spokojnie — powiedział chłopak i zbliżył twarz do twarzy dziewczyny.
W tym samym momencie Joanna gwałtownie wyszarpnęła rękę i lewą nogę postawiła stopień niżej, tym samym oddalając się od Emila. Jednak on nie był aż tak głupi i z nadludzką szybkością złapał ją za drugą rękę.
Zbliżył usta do ucha dziewczyny.
 — Mnie nie można tak szybko spławić — wyszeptał.
Wściekła, wolną ręką uderzyła chłopaka w klatkę piersiową. Nie zrobiła tego mocno, ale był tak zaskoczony, że od razu się cofnął, potrącając przy tym Justynę, ich koleżankę.
 — Zostaw mnie w spokoju! — krzyknęła Joanna. — Jesteś zwykłym dupkiem! Myślisz, że możesz mieć wszystko? Że jesteś taki idealny, piękny, mądry? — krzyczała ogarnięta nienawiścią, nie zwracając uwagi na tłum gapiów zebranych wokół. — Jesteś NIKIM! Słyszysz? Nikim! Jesteś kretynem, który sprawia, że mam ochotę po raz pierwszy w życiu wbić komuś nóż prosto w serce! — Z każdym kolejnym słowem zbliżała się do chłopaka, aż w końcu ponownie stanęła z nim oko w oko.
Emil złapał Joannę w pasie, przyciągnął do siebie i przycisnął swoje usta do jej ust. Otworzyła szeroko oczy i automatycznie ugryzła chłopaka w wargę. Krzyknął i odskoczył. Dotknął ust, które zaczęły krwawić, i spojrzał na dziewczynę zszokowany. Joanna zakryła usta dłonią.
I wtedy pojawił się nauczyciel.
 — Co się tutaj wyprawia? — zapytał, patrząc na zbiegowisko. — Wracajcie wszyscy do klasy, za chwilę będzie dzwonek — powiedział i zwrócił się w stronę Joanny: — Panno Kot, sprawy byłych partnerów załatwia się na osobności, a nie na forum szkoły, jasne? — zapytał, a dziewczyna pokiwała głową.
Nauczyciel obrócił się i ruszył w stronę klasy. Joanna spojrzała jeszcze raz na Emila, po czym wpadła do sali lekcyjnej.
Czując na sobie spojrzenia ludzi z klasy, chwyciła plecak i wybiegła, potrącając wchodzącą Justynę. Uciekła z dwóch ostatnich lekcji.
Wściekła i upokorzona, pierwszy raz w życiu pragnęła czyjejś śmierci. Przerażało ją to jak nic innego.

***

Słońce stało wysoko na nieboskłonie, a żar lał się z nieba. Joanna wracała do domu wściekła po sprzeczce z Emilem na korytarzu przy wszystkich znajomych. Plecak uwierał ją w plecy. Nastolatka stanęła na brzegu krawężnika, czekając na zmianę sygnalizacji świetlnej. Rozejrzała się po jezdni i cicho westchnęła.
Żaden samochód nie nadjeżdżał.
W takich właśnie momentach Joanna miała ochotę zignorować światła i przejść przez jezdnię. Jednak ostrzeżenia wpojone przez rodziców zawsze wygrywały z chęcią buntu. Ktoś jednak miał podobne ciągoty, co ona.
Po kilku sekundach spostrzegła, jak niska, pulchna blondynka jest już w połowie drogi. Kiedy kobieta była prawie po drugiej stronie, światła się jeszcze nie zmieniły, zza rogu z piskiem opon wyjechał czarny sportowy mercedes. Zbliżał się z zawrotną prędkością. Blondynka chciała odskoczyć, ale podjęła próbę zbyt późno.
Zmieszane razem, krzyk kobiety oraz huk uderzającego w nią samochodu, były ogłuszające. Mercedes wjechał w kobietę, która przeturlała się po jego masce, po czym upadła na jezdnię. Kierowca nie zatrzymał się, tylko odjechał z piskiem opon.
Joanna zareagowała natychmiast. Zrzuciła plecak i biegiem ruszyła w stronę blondynki. Znalazła się przy niej w kilka sekund, po czym uklękła obok i uniosła jej głowę. Oczy blondynki były szeroko otwarte z przerażenia, a reszta twarzy cała we krwi. Nastolatka dopiero po chwili poczuła, jak nogawki jej spodni przesiąkają cieczą.
Wtem rozległ się krzyk tak głośny, że Joanna instynktownie zatkała uszy. Mimo to wcale nie ucichł. Uświadomiła sobie, że krzyk rozbrzmiewał tylko w jej głowie. Zawiał wiatr, a Joanna uniosła twarz, w jego stronę. Spostrzegła, jak biała mgła wydobywa się z ciała kobiety i wznosi się.
Dziewczyna poczuła w żołądku skurcz taki sam, jak ten, gdy była potwornie głodna. Coś szepnęło w jej głowie syczące słowa: Wstań. Zjedz swój pierwszy posiłek. Joanna kierowana przez syk podniosła się, otworzyła szeroko usta i ze świstem wessała dym. Mgła znad ciała razem z powietrzem wleciała do jej wnętrza. Po trzech sekundach poczuła, jak jej brzuch napełnia się i puchnie. Z gardła wydobył się jęk.
W tym samym momencie głos ucichł, a dziewczyna rozejrzała się wokół. Obok niej i ciała blondynki zebrał się spory tłum. Ludzie rzucali w ich stronę zaniepokojone spojrzenia. Nastolatka spojrzała prosto w oczy jednej ze staruszek i dostrzegła w nich coś więcej niż przerażenie. Odbijał się w nich szok, niesmak oraz oburzenie.
Dziewczyna spojrzała teraz w oczy każdemu z tłumu i zrozumiała, że wszyscy patrzą na nią w ten sam sposób. Usłyszała, jak ktoś z tłumu rzuca hasło wariatka i wtedy właśnie przerażenie uderzyło w nią z całą mocą, wcześniej powstrzymywane przez krążącą w żyłach adrenalinę.
Obróciła się natychmiast i próbowała przedrzeć się przez tłum. Ku jej zdumieniu wszyscy schodzili jej z drogi. Kiedy wyminęła zbiegowisko, zaczęła uciekać, próbując zmusić nogi do biegu. Chciała jak najszybciej oddalić się z tego przeklętego miejsca.
Właśnie w nim zrozumiała, na czym miał polegać dar Śmierci.
I wcale jej się to nie podobało.




Poprawione przez Ces :3

2 komentarze:

  1. Cesc.

    Dum dum. Masz problem z przecinkami przy imiesłowach. Nie martw się, ja też.

    Cisza w łazience dla dziewcząt?!
    Merlinie, ty z innej planety chyba jesteś. W moim liceum w obu łazienkach dla dziewczyn zawsze jest tłok. Na szczęście ostatnio wyczaiłyśmy z kumpelą taką dla personelu, która nie jest zamykana na klucz, nie widać jej (bo jest tak, że masz drzwi, a za nimi drzwi do higienistki, pokoju socjalnego i właśnie kibelka) i jeszcze jest nie podpisana. Poza pracownikami wiemy o niej tylko my! Tylko my! *_* Niepodpisana, to znaczy, że możemy z niech korzystać, muhaha. Kocham tę szkołę pełną tajemnic. Ale w gimnazjum mimo wszystko było lepiej, dwa kibelki damskie, dwa męskie, ale więcej kabin. I jedna koedukacyjna! (Znaczy niby damska, ale nikt na to nie zwracał uwagi, bo na całe skrzydło szkoły była JEDNA z dwoma kabinami, a w szkole uczniów sześćset na jednym roku…).
    Znowu się rozpisuję o sobie D:
    Ale ty to (chyba) lubisz.
    A, bo to popsuty kibelek jest. Cóż, u mnie i tak pewnie by tam było sporo osób. (Niecałe trzy setki uczniów, a tłok… Wyobraź sobie, jak mała to szkoła, haha).

    "A jednak", "a jednak", a jednak to popoprawiałam, bo mnie denerwowało.

    Och, błędy, błędy~ *śpiewa pod nosem*
    Lubi być Twoją beta.

    Strachu przed chłopakami nie mam. I bardzo dobrze, hah.

    Moja mama pozwala sobie wmówić nawet to, że ktoś mi zorganizował przyjęcie niespodziankę. Totalnie. Od 11 do 17 roku życia włącznie miałam "przyjęcia niespodzianki". Dobra jestem w ich organizowaniu, muhaha.

    Jaką drugą ręką? Hym? Poprawiłabym to, ale nie wiedziałam jak.

    " Joanna wracała do domu wściekła po sprzeczce z Emilem na korytarzu przy wszystkich znajomych." Truuudneee Spraaawyyy~

    I kto jest najlepszy na świecie, co? Kto o 2 w nocy wysyła poprawiony rozdział, tylko dlatego że obiecała poprawić wszystko do końca tygodnia? :D

    If I die young, bury me in satin
    Lay me down on a bed of roses
    Sink me in the river at dawn
    Send me away with the words of a love song


    CeS

    OdpowiedzUsuń
  2. #RóżoweCiasteczka Ohohoho! Aż miło :D Ciarki drepczą mi po skórze niczym armia małych mróweczek :D Rozkręcasz się maleńka, a mnie to w smak. Oj nie chciałabym być na miejscu bohaterki. Nie chciała. Raz widziałam jak w moją przyjaciółkę w dzieciństwie wjechał samochód i na samą myśl moje ciało zamiera. Na szczęście nic się jej nie stało, ale jakbym zobaczyła czyjąś śmierć... o masakro. Cóż :D Ja tam jestem niezwykle ciekawa w co ta nasza pannica ostatecznie się przemieni. Na dziś niestety skończę czytać, bo czas wziąć się za napisanie choć strony swojego opowiadania, ale w środę powrócę tu i dokończę resztę rozdziałów, albo kto wie, może i wcześniej :D
    Pozdrawiam cieplutko :]

    OdpowiedzUsuń