Na
korytarzu Liceum Ogólnokształcącego imienia Mikołaja Kopernika panował wesoły
harmider. Właśnie przed chwilą zabrzmiał dzwonek obwieszczający początek
przerwy na obiad. Z każdą kolejną sekundą na korytarzu robiło się coraz
ciaśniej i głośniej.
Najlepsze
przyjaciółki gromadziły się razem i rozmawiały chichocząc od czasu do
czasu. Kumple z różnych klas witali się, ściskając swoje dłonie. Część
uczniów chodziła po korytarzach, rozprawiając między sobą o różnych,
niekoniecznie szkolnych sprawach. Jeszcze inni bawili się komórkami albo
wysyłali SMS Przechodząc przez szkolny korytarz czasami można było natknąć się
na młodzież usiłującą powtórzyć materiał przed zbliżającym się testem.
Każdy
z nich żył swoim zwyczajnym życiem. Nikt już nie przejmował się wypadkiem
sprzed miesiąca, kiedy to kierowca tira, prowadząc pojazd, dostał zawału serca
i uderzył w miejski autobus. W wypadku tym zginęło kilka osób ze
szkoły, więc dyrektor ogłosił apel, by uczcić ich momentem ciszy. Potem każdy,
z wyjątkiem bliskich ofiar, powrócił do własnych myśli i zajęć.
Dodatkowo
był to Jarosław. Miasto znajdujące się w wschodnio- południowej Polsce,
w którym śmiertelność była wyższa niż gdziekolwiek indziej na Podkarpaciu.
W całej
szkole istniało tylko jedno miejsce, gdzie cisza trwała nieprzerwanie, nawet
w czasie długiej przerwy. I tam teraz przebywała wysoka, ciemnowłosa
uczennica.
Joanna Kot
siedziała na podłodze w łazience dla dziewcząt.
Pomieszczenie
znajdowało się na parterze. Stare, zniszczone i rozpadające się. Umywalki
w niektórych miejscach były ukruszone, a lustra nad nimi popękane.
Lawendowe płytki odpadały od ścian. Kiedy zaglądało się do malutkiej części,
gdzie znajdowały się ubikacje, pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy
były zepsute spłuczki i połamane stojaki na papier toaletowy. Szkoła już
od kilkunastu miesięcy miała tę łazienkę wyremontować, ale jak to często bywa,
brakowało na to środków. Zawsze coś okazywało się ważniejsze. Uczennice wolały
czekać dłużej w kolejce w łazience na górze, byle tylko nie musieć
korzystać z tej.
Joannie to
nie przeszkadzało. Nienawidziła tłoku oraz hałasu i jedynie to jedno
pomieszczenie w całej szkole chroniło ją przed obłędem. Dziewczyna
przychodziła tutaj nie tylko po to, by załatwić swoje potrzeby, ale także by
móc w spokoju porysować i pomyśleć.
Kończyła
właśnie rysować. W pewnym momencie rozległ się szept. Dziewczyna usłyszała
go pomimo słuchawek włożonych w uszy, z których leciała muzyka na
maksymalnym poziomie głośności.
— To
niemożliwe. Jestem tutaj sama — pomyślała.
Szept
rozległ się znowu.
Teraz
nastolatka już nie mogła zrzucić winy na zmęczenie. Po jej plecach przeszły
zimne dreszcze. Zdjęła słuchawki, po czym szybko wrzuciła je do torby razem
z rysownikiem i ołówkiem. Ostrożnie podniosła się z ziemi
i powoli podeszła do drzwi.
Szept
nasilił się.
Dziewczyna
delikatnie uchyliła plastikowe drzwi i wyjrzała na korytarz. Był prawie
pusty.
— Pewnie
wszyscy są na stołówce — pomyślała. Spojrzała na swój zegarek. Do końca
przerwy zostało jeszcze piętnaście minut. Zmarszczyła brwi w zamyśleniu,
a pomiędzy nimi pojawiła się pionowa zmarszczka. Zamknęła oczy
i maksymalnie wytężyła słuch.
Wzdrygnęła
się, gdy głos rozbrzmiał koło jej ucha. Po jej plecach spłynął zimny pot, ale
nie odwróciła głowy. Nie mogła sobie pozwolić nawet na chwilę dekoncentracji.
Teraz został tylko ten jeden, obcy głos. Niski, chrapliwy, pasujący bardziej do
dorosłego mężczyzny niż nastolatka.
Z każdą
kolejną sekundą stawał się coraz bardziej znajomy.
Z gardła
nastolatki wydobył się jęk, gdy rozpoznała, do kogo należy. To był Emil Los.
Chłopak z klasy, który w dniu wypadku pomógł jej pozbierać rozrzucone
po podłodze książki.
Nastolatka
wyczuła, że obok niego nikogo nie ma. Musiał rozmawiać z kimś przez
telefon, bo nie był osobą, która mówi do siebie. Ważniejsze jednak było to, co
mówił, a nie do kogo to mówił.
— Ona jest dziwna. Znaczy cały czas taka była.
Odkąd ją znam, to ciągle siedziała, coś rysowała w swoim zeszycie,
mruczała do siebie pod nosem. Prawie nigdy nie widziałem, żeby szła gdzieś bez
swojej MP4. Teraz widzę po niej, że cały czas przeżywa ten wypadek sprzed
miesiąca. Zmieniła się. Obserwuję ją i dostrzegam tę subtelną różnicę.
Wystarczy spojrzeć na jej zachowanie. Jest mniej nieporadne. Wydaje się stawać
taka jak my. Jednak musimy się upewnić, zanim zrobimy jakikolwiek ruch
w jej stronę. Od tego zależy życie wielu — powiedział, po czym umilkł.
Joanna
czuła się, jakby wrosła w posadzkę.
— O co
mu chodzi? Taka jak my? Czyli jaka? Co on tym razem wymyślił? Mam powoli dość.
— pomyślała. — Powinnam z nim
pogadać. I zrobiłabym to, ale nie jestem w stanie. On jest
chłopakiem. Ja nie rozmawiam z chłopakami. I z nim także nie pogadam.
Nieważne jak bardzo jestem ciekawa o co mu chodzi.
Drzwi
zaskrzypiały. Dziewczyna obróciła się gwałtownie. Po sekundzie poczuła, jak
czyjeś ciało pod naporem jej siły uderza o ścianę, a z gardła
nieznajomego wydobywa się jęk bólu.
Kiedy
dotarło do Joanny co robi, natychmiast puściła postać. Zawstydzona spojrzała na
przybysza spod rzęs. Był to chłopak. Rudy, z krzywym nosem i mnóstwem
piegów. W jego brązowych oczach dostrzegła duże zaskoczenie.
— Co tu robisz? — zapytała, w końcu
patrząc mu prosto w oczy. Nie podobał jej się. Wtedy było łatwiej. Wciąż
trudno było mu patrzeć w oczy, ale nie tak samo trudno, gdy patrzyła na
kogoś przystojnego.
Chłopak
spróbował odwrócić wzrok od przeszywającego spojrzenia dziewczyny. Nastolatka
zdziwiła się, ale po chwili do niej dotarło.
— Moje
oczy — pomyślała. Czasem spotykała się z takim zachowaniem. Tylko
u dziewczyn, bo to zwykle z nimi rozmawiała. Nie wiedziała, czemu
mają problem z jej tęczówkami. Przecież to już nie było średniowiecze.
— On kazał sprawdzić, czy tu jesteś. Emil.
Szukał cię — W końcu odpowiedział rudzielec. Dziewczyna spojrzała na niego
ze złością.
Znowu ten palant.
— Przekaż mu, żeby się w końcu ode mnie
odczepił. Nie jestem nim zainteresowana — odpowiedziała.
Chłopak
chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ona razem ze swoją torbą już zdążyła zniknąć
za zakrętem.
***
Noc okryła
ziemię czarnym płaszczem. Na niebie nie było ani jednej gwiazdy. Tylko wielki,
jasny księżyc. Panowała tutaj zbawienna cisza. Ludzie już pozamykali się
w swoich domach, chcąc odpocząć od dnia pełnego hałasu oraz problemów.
Ulice i chodniki były puste. Od czasu do czasu samochód przejeżdżał
jezdnią.
Joanna Kot
wracała właśnie do domu ze spaceru. Zboczyła z bezpiecznej głównej ulicy,
by skręcić w ciemną, długą i wąską uliczkę prowadzącą do osiedla domków
jednorodzinnych. Tworzyła ją przerwa między dwoma budynkami z cegły. Stały
tam kontenery, stare pudła, rozwalone gazety. Pomiędzy wszystkimi śmieciami
przeciskały się myszy.
Wieczór
był ciepły. Zaczął wiać zimny wiatr rozwiewający włosy dziewczyn i jeszcze
bardziej rozrzucający gazety. Nastolatka była już w połowie drogi, gdy
usłyszała szmer. Wzdrygnęła się i rozejrzała dookoła, ale w tej
ciemności niczego nie była w stanie dostrzec.
Przycisnęła
torbę mocniej do piersi i przyspieszyła kroku, by jak najszybciej znaleźć
się w swoim bezpiecznym domu. Zwiększyła głośność piosenki, by dodać sobie
odwagi. Kiedy znajdowała się już prawie na końcu uliczki, odetchnęła głęboko
i przystanęła w miejscu.
Wtem
poczuła na karku czyjś zimny oddech. Obróciła się gwałtownie, nabierając
powietrza, by w razie czego krzyknąć. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
Koszmar znów się jej ukazał.
Śmierć
wyglądała tak, jak ją zapamiętała. Była może tylko trochę bardziej zgarbiona,
ale to wcale nie sprawiało, że wyglądała mniej przerażająco.
Biała
czaszka. Te same puste oczodoły, z których wypływały krwawe łzy. Zwisające
pozostałości ust.
Powietrze
uleciało z dziewczyny jak z przekutego balonu, gdy Śmierć bladą
dłonią zakryła jej usta.
— Cicho — przemówiła. — To nie twój czas.
Gdybyś miała zginąć, zabrałabym cię już wtedy, w autobusie. Na razie
jesteś bezpieczna. Z mojej strony nic ci nie grozi. Już niedługo spełnię
swą obietnicę, podaruję ci nowe życie. Na razie lepiej słyszysz i jesteś
silniejsza, ale to jeszcze nie koniec. Przemiana będzie się dokonywać jeszcze
bardzo długo. Nie dziw się niczemu, co cię spotka. Już niedługo — rzekła głucho
i rozpłynęła się w ciemnej mgle.
Joanna
stała kilka sekund jak skamieniała. Serce biło jej szybko i nierówno,
ślina nie była w stanie przecisnąć się przez gardło. Kiedy znów rozległ
się szmer, obróciła się na pięcie i biegiem rzuciła się w stronę
domu.
***
Zamek
zaskrzypiał cicho, gdy dziewczyna przekręciła w nim klucz. Otworzyła drzwi
i weszła do środka. W progu przywitał ją pies. Suczka, labrador
o wdzięcznym imieniu Chelsea. Była już stara i schorowana. Łapy
odmawiały jej posłuszeństwa, a wzrok coraz bardziej słabł.
Nastolatka
pochyliła się i podrapała ją za uchem.
— Co tam, staruszko? — zapytała, a pies
zamachał radośnie ogonem.
Dziewczyna
wstała i przeciągnęła się.
— Cześć, mamo! — krzyknęła, gdy dostrzegła
matkę siedzącą na narożniku przed telewizorem i oglądającą wiadomości.
— Hej, kochanie! — odkrzyknęła, nie odwracając
wzroku od szklanego ekranu.
Nastolatka
westchnęła.
— Czy ktoś cię odprowadził? — zapytała
z troską matka.
— Jasne, jak zawsze — skłamała bez mrugnięcia
okiem.
Przecież
nie mogła jej powiedzieć, że nie miała przyjaciół. Była chronicznie
nieśmiała, zbyt nieśmiała by zagadać, co utrudniało jej relację z ludźmi.
Gdyby wyznała matce prawdę, najpierw dostałaby karę za to, że wracała sama
do domu, a dopiero potem matka zaczęłaby wypytywać, dlaczego tak jest.
Joanna
wiedziała, że lepiej było, gdy mama nie znała całej prawdy. Chciała, by
rodzicielka widziała w niej szczęśliwą, lubianą i bardzo wygadaną
córeczkę. Bo właśnie taki obraz siebie jej pokazywała.
Joanna
zdjęła trampki i ułożyła je w równym rządku zaraz obok butów
pozostałych członków rodziny. Stanęła w drzwiach salonu, dużego,
przestronnego pomieszczenia. Pierwszym, co rzucało się w oczy, było
ogromne okno i drzwi prowadzące na duży taras. Na równoległej ścianie na
samym środku wbudowano okno, które teraz zasłaniały rolety antywłamaniowe. Na
środku, obrócony w stronę północnej ściany, znajdował się beżowy narożnik.
Można z niego było oglądać filmy na dużej plazmie.
Joanna
podeszła do niego i usiadła obok mamy. Plecami oparła się o jej
ramię, a nogi przerzuciła przez jeden z podłokietników. Mama
pogłaskała ją, po czym pocałowała w głowę. Jedną dłonią gładziła córkę po
ramieniu.
Dziewczyna
przymknęła oczy. Znów czuła się, jakby miała dziesięć lat. Kochana, bezpieczna,
bez żadnych problemów. Bez obowiązku podejmowania trudnych decyzji.
Leżała tak
kilka minut, a gdy poczuła, że zmęczenie próbuje przejąć kontrolę nad
umysłem, przekręciła się w bok i usiadła normalnie. Tym samym
oderwała się od ciepłego ramienia rodzicielki.
— Idę już na górę, mamo. Jestem bardzo zmęczona
— powiedziała i pocałowała mamę w policzek. — Kocham cię — szepnęła,
po czym szybko wbiegła schodami na górę.
Po kilku
sekundach rozległ się trzask zamykanych drzwi.
***
Joanna
stała przed drzwiami na środku swojego pokoju i starała się zrozumieć to,
co widziała. Usta zatkała dłonią, by nie krzyknąć. Uklękła pośród bałaganu,
a łzy popłynęły strumieniem po policzkach.
Po całym
pokoju rozrzucone były wszystkie rzeczy dziewczyny. Ubrania, bielizna, książki,
zeszyty, bloki rysunkowe, połamane kredki, pastele, ołówki, wylane farby.
Szuflady były otwarte i wybebeszone, lampka leżała obok biurka,
a przy niej walały się odłamki zbitej żarówki. Rysunki, jakie kiedykolwiek
zrobiła nastolatka, leżały teraz na podłodze w strzępach. Przez otwarte na
oścież okno do środka wpadały krople zimnego deszczu. Dodatkowo wyczuła
w powietrzu jakiś dziwny zapach. Bzu, kawy oraz rozkładu.
— Co tu
się stało? — zerknęła w stronę okna. — Zostawiłam je otwarte? — zastanowiła się. — Idiotka — zganiła się w myślach. Dziewczyna podniosła połamane
pastele i przycisnęła je z żalem do piersi. Starając się powstrzymać
napływające do oczu łzy, podniosła się z kolan i podeszła do okna.
Zatrzasnęła je, po czym zabrała się za ogarnięcie swojego pokoju.
***
Zamroczony
umysł dziewczyny zaczął się przejaśniać, by po chwili odzyskać pełną
świadomość. Koszmary przegonione przebudzeniem skryły się w cieniu, by
znów wrócić się do życia, kiedy ciemna noc pokryje niebo.
Joanna,
gdy już miała pewność, że jej mózg do końca wyrwał się z letargu,
otworzyła szeroko oczy. Światło drastycznie wbiło się w źrenice.
Dziewczyna instynktownie przymknęła powieki. Łzy ciurkiem popłynęły po
czerwonej jeszcze od snu twarzy. Wytarła piekące ją teraz oczy dłonią.
Znów
uchyliła powieki, ale tym razem zrobiła to powoli. Kiedy była do końca
przebudzona, a oczy w pełni sprawne, jak zawsze po przebudzeniu
rozejrzała się po pokoju. W zdziwieniu uniosła wysoko brwi.
Wszystko
było ostre. Gdzie by nie spojrzała, wszystko miało ostre kontury, kolory
zdawały się piękniejsze i wyraźniejsze niż dotąd. Nastolatka przyłożyła
obie dłonie do twarzy, by sprawdzić, czy przypadkiem wczoraj wieczorem nie
zapomniała zdjąć okularów i spała w nich.
A jednak
to nie było to. Okularów nie było na jej nosie. Uniosła brwi jeszcze wyżej,
uchyliła lekko wargi i przetarła palcami zwodzące ją oczy.
— To
musi być sen. Tak, na pewno jeszcze się do końca nie obudziłam — pomyślała.
Nie chciała dopuścić do siebie nawet krótkiego przebłysku nadziei, że jej
wzrok został uleczony, naprawiony przez Śmierć.
Ale mózg
rejestrował co innego. Zanim dziewczyna się zorientowała, łzy zdążyły popłynąć
po policzkach. Serce zaczęło wystukiwać szybki, nierówny rytm, a w gardle
narastać wysoki pisk. Ze szczęścia dziewczyna chciała wyskoczyć
z łóżka, ale zahaczyła nogą o kołdrę. Poleciała na twarz, jednak
w ostatniej chwili podparła się rękami. Stanęła na nich, po czym zrobiła
przewrót, lądując na stopach.
Zaskoczona
i zszokowana uklękła. Z jej gardła wydobył się pisk. Rozległo się
pukanie do drzwi.
— Kochanie? Zejdziesz na śniadanie? — zapytała
matka.
— Tak, zaraz zejdę — krzyknęła.
Rozległo
się skrzypienie schodów, gdy Marzena schodziła. Dziewczyna nasłuchiwała. Kiedy
usłyszała, jak jej mama wypuszcza psa, wstała i wciąż zaskoczona, ale
i szczęśliwa, podeszła do komody by się ubierać.
***
Właśnie
skończyła się ostatnia lekcja przed długą przerwą. Joanna wstała z krzesła
i ruszyła w stronę drzwi. Całą godzinę czuła na plecach wzrok Emila.
Starała się go ignorować, ale mimo prób nie mogła skupić się na zajęciach.
Zainteresowanie
jej osobą zawsze wprawiało dziewczynę w niemałe zakłopotanie.
W takich momentach zaczynała się pocić i czerwienić, a serce
przyspieszało.
Joanna
stanęła w drzwiach i rozejrzała się po korytarzu. Westchnęła, gdy
ujrzała, jak Emil stoi na „balkonie”, czyli na bramce przy schodach, która
chroniła przed upadkiem, i popisuje się przed znajomymi.
Nastolatka
wyszła z klasy i trzymając głowę wysoko, przeszła obok grupki
i zaczęła schodzić schodami. Wtem poczuła na nadgarstku czyjąś dłoń.
Gwałtownie obróciła się i stanęła twarzą w twarz z Emilem.
W jego oczach dostrzegła rozbawienie oraz pewność siebie.
— Puszczaj mnie — syknęła i spróbowała
wyrwać rękę z uścisku.
Jednak
chłopak tylko mocniej zacisnął palce.
— Mogę to zrobić. Ale co, jeśli nie? — zapytał,
w jego głosie słychać było wyzwanie.
I właśnie
jego oczy, postawa oraz zadowolony ton spowodowały dalsze wydarzenia. Joanna
poczuła, jak w jej wnętrzu zbiera się mieszanina wściekłości, upokorzenia
oraz nieznanej dotąd siły.
— Zostaw mnie — syknęła z nienawiścią na
tyle głośno, że usłyszeli ją znajomi.
Po
korytarzu rozniósł się śmiech.
— Kotku, spokojnie — powiedział chłopak
i zbliżył twarz do twarzy dziewczyny.
W tym
samym momencie Joanna gwałtownie wyszarpnęła rękę i lewą nogę postawiła
stopień niżej, tym samym oddalając się od Emila. Jednak on nie był aż tak głupi
i z nadludzką szybkością złapał ją za drugą rękę.
Zbliżył
usta do ucha dziewczyny.
— Mnie nie można tak szybko spławić —
wyszeptał.
Wściekła,
wolną ręką uderzyła chłopaka w klatkę piersiową. Nie zrobiła tego mocno,
ale był tak zaskoczony, że od razu się cofnął, potrącając przy tym
Justynę, ich koleżankę.
— Zostaw mnie w spokoju! — krzyknęła
Joanna. — Jesteś zwykłym dupkiem! Myślisz, że możesz mieć wszystko?
Że jesteś taki idealny, piękny, mądry? — krzyczała ogarnięta nienawiścią,
nie zwracając uwagi na tłum gapiów zebranych wokół. — Jesteś NIKIM! Słyszysz?
Nikim! Jesteś kretynem, który sprawia, że mam ochotę po raz pierwszy
w życiu wbić komuś nóż prosto w serce! — Z każdym kolejnym słowem
zbliżała się do chłopaka, aż w końcu ponownie stanęła z nim oko
w oko.
Emil
złapał Joannę w pasie, przyciągnął do siebie i przycisnął swoje usta
do jej ust. Otworzyła szeroko oczy i automatycznie ugryzła chłopaka
w wargę. Krzyknął i odskoczył. Dotknął ust, które zaczęły krwawić,
i spojrzał na dziewczynę zszokowany. Joanna zakryła usta dłonią.
I wtedy
pojawił się nauczyciel.
— Co się tutaj wyprawia? — zapytał, patrząc na
zbiegowisko. — Wracajcie wszyscy do klasy, za chwilę będzie dzwonek —
powiedział i zwrócił się w stronę Joanny: — Panno Kot, sprawy byłych
partnerów załatwia się na osobności, a nie na forum szkoły, jasne? —
zapytał, a dziewczyna pokiwała głową.
Nauczyciel
obrócił się i ruszył w stronę klasy. Joanna spojrzała jeszcze raz na
Emila, po czym wpadła do sali lekcyjnej.
Czując na
sobie spojrzenia ludzi z klasy, chwyciła plecak i wybiegła,
potrącając wchodzącą Justynę. Uciekła z dwóch ostatnich lekcji.
Wściekła
i upokorzona, pierwszy raz w życiu pragnęła czyjejś śmierci.
Przerażało ją to jak nic innego.
***
Słońce
stało wysoko na nieboskłonie, a żar lał się z nieba. Joanna wracała
do domu wściekła po sprzeczce z Emilem na korytarzu przy wszystkich
znajomych. Plecak uwierał ją w plecy. Nastolatka stanęła na brzegu
krawężnika, czekając na zmianę sygnalizacji świetlnej. Rozejrzała się po jezdni
i cicho westchnęła.
Żaden
samochód nie nadjeżdżał.
W takich
właśnie momentach Joanna miała ochotę zignorować światła i przejść przez
jezdnię. Jednak ostrzeżenia wpojone przez rodziców zawsze wygrywały z chęcią
buntu. Ktoś jednak miał podobne ciągoty, co ona.
Po kilku
sekundach spostrzegła, jak niska, pulchna blondynka jest już w połowie
drogi. Kiedy kobieta była prawie po drugiej stronie, światła się jeszcze nie
zmieniły, zza rogu z piskiem opon wyjechał czarny sportowy mercedes.
Zbliżał się z zawrotną prędkością. Blondynka chciała odskoczyć, ale
podjęła próbę zbyt późno.
Zmieszane
razem, krzyk kobiety oraz huk uderzającego w nią samochodu, były
ogłuszające. Mercedes wjechał w kobietę, która przeturlała się po jego
masce, po czym upadła na jezdnię. Kierowca nie zatrzymał się, tylko odjechał
z piskiem opon.
Joanna
zareagowała natychmiast. Zrzuciła plecak i biegiem ruszyła w stronę
blondynki. Znalazła się przy niej w kilka sekund, po czym uklękła obok
i uniosła jej głowę. Oczy blondynki były szeroko otwarte
z przerażenia, a reszta twarzy cała we krwi. Nastolatka dopiero po
chwili poczuła, jak nogawki jej spodni przesiąkają cieczą.
Wtem
rozległ się krzyk tak głośny, że Joanna instynktownie zatkała uszy. Mimo
to wcale nie ucichł. Uświadomiła sobie, że krzyk rozbrzmiewał tylko
w jej głowie. Zawiał wiatr, a Joanna uniosła twarz, w jego
stronę. Spostrzegła, jak biała mgła wydobywa się z ciała kobiety
i wznosi się.
Dziewczyna
poczuła w żołądku skurcz taki sam, jak ten, gdy była potwornie głodna. Coś
szepnęło w jej głowie syczące słowa: Wstań.
Zjedz swój pierwszy posiłek. Joanna kierowana przez syk podniosła się,
otworzyła szeroko usta i ze świstem wessała dym. Mgła znad ciała razem
z powietrzem wleciała do jej wnętrza. Po trzech sekundach poczuła, jak jej
brzuch napełnia się i puchnie. Z gardła wydobył się jęk.
W tym samym
momencie głos ucichł, a dziewczyna rozejrzała się wokół. Obok niej
i ciała blondynki zebrał się spory tłum. Ludzie rzucali w ich stronę
zaniepokojone spojrzenia. Nastolatka spojrzała prosto w oczy jednej ze
staruszek i dostrzegła w nich coś więcej niż przerażenie. Odbijał się
w nich szok, niesmak oraz oburzenie.
Dziewczyna
spojrzała teraz w oczy każdemu z tłumu i zrozumiała,
że wszyscy patrzą na nią w ten sam sposób. Usłyszała, jak ktoś
z tłumu rzuca hasło wariatka i wtedy właśnie przerażenie uderzyło
w nią z całą mocą, wcześniej powstrzymywane przez krążącą
w żyłach adrenalinę.
Obróciła
się natychmiast i próbowała przedrzeć się przez tłum. Ku jej zdumieniu
wszyscy schodzili jej z drogi. Kiedy wyminęła zbiegowisko, zaczęła
uciekać, próbując zmusić nogi do biegu. Chciała jak najszybciej oddalić się
z tego przeklętego miejsca.
Właśnie
w nim zrozumiała, na czym miał polegać dar Śmierci.
Cesc.
OdpowiedzUsuńDum dum. Masz problem z przecinkami przy imiesłowach. Nie martw się, ja też.
Cisza w łazience dla dziewcząt?!
Merlinie, ty z innej planety chyba jesteś. W moim liceum w obu łazienkach dla dziewczyn zawsze jest tłok. Na szczęście ostatnio wyczaiłyśmy z kumpelą taką dla personelu, która nie jest zamykana na klucz, nie widać jej (bo jest tak, że masz drzwi, a za nimi drzwi do higienistki, pokoju socjalnego i właśnie kibelka) i jeszcze jest nie podpisana. Poza pracownikami wiemy o niej tylko my! Tylko my! *_* Niepodpisana, to znaczy, że możemy z niech korzystać, muhaha. Kocham tę szkołę pełną tajemnic. Ale w gimnazjum mimo wszystko było lepiej, dwa kibelki damskie, dwa męskie, ale więcej kabin. I jedna koedukacyjna! (Znaczy niby damska, ale nikt na to nie zwracał uwagi, bo na całe skrzydło szkoły była JEDNA z dwoma kabinami, a w szkole uczniów sześćset na jednym roku…).
Znowu się rozpisuję o sobie D:
Ale ty to (chyba) lubisz.
A, bo to popsuty kibelek jest. Cóż, u mnie i tak pewnie by tam było sporo osób. (Niecałe trzy setki uczniów, a tłok… Wyobraź sobie, jak mała to szkoła, haha).
"A jednak", "a jednak", a jednak to popoprawiałam, bo mnie denerwowało.
Och, błędy, błędy~ *śpiewa pod nosem*
Lubi być Twoją beta.
Strachu przed chłopakami nie mam. I bardzo dobrze, hah.
Moja mama pozwala sobie wmówić nawet to, że ktoś mi zorganizował przyjęcie niespodziankę. Totalnie. Od 11 do 17 roku życia włącznie miałam "przyjęcia niespodzianki". Dobra jestem w ich organizowaniu, muhaha.
Jaką drugą ręką? Hym? Poprawiłabym to, ale nie wiedziałam jak.
" Joanna wracała do domu wściekła po sprzeczce z Emilem na korytarzu przy wszystkich znajomych." Truuudneee Spraaawyyy~
I kto jest najlepszy na świecie, co? Kto o 2 w nocy wysyła poprawiony rozdział, tylko dlatego że obiecała poprawić wszystko do końca tygodnia? :D
If I die young, bury me in satin
Lay me down on a bed of roses
Sink me in the river at dawn
Send me away with the words of a love song
CeS
#RóżoweCiasteczka Ohohoho! Aż miło :D Ciarki drepczą mi po skórze niczym armia małych mróweczek :D Rozkręcasz się maleńka, a mnie to w smak. Oj nie chciałabym być na miejscu bohaterki. Nie chciała. Raz widziałam jak w moją przyjaciółkę w dzieciństwie wjechał samochód i na samą myśl moje ciało zamiera. Na szczęście nic się jej nie stało, ale jakbym zobaczyła czyjąś śmierć... o masakro. Cóż :D Ja tam jestem niezwykle ciekawa w co ta nasza pannica ostatecznie się przemieni. Na dziś niestety skończę czytać, bo czas wziąć się za napisanie choć strony swojego opowiadania, ale w środę powrócę tu i dokończę resztę rozdziałów, albo kto wie, może i wcześniej :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :]