wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział X "Drugie Oblicze"

W końcu po prawie dwumiesięcznej nieobecności mam  dla Was nowy rozdział! Miłego czytania:)


Niebo usiane było gwiazdami. Joanna leżała na wilgotnej trawie na podwórku za domem. Napawała się ciszą i obserwowała malutkie punkciki na nocnym nieboskłonie. Jej pierś unosiła się w równym rytmie. Rozmyślała o domu. Już pogodziła się z myślą, że nigdy tam nie wróci. Gdyby mogła to prędzej czy później i tak rodzice zauważyliby, że coś jest nie tak. I musiałaby się tłumaczyć. Znów musiałaby skłamać, a miała już dość kłamstw. Dość oszukiwania tych, których kocha.
Dziewczyna odetchnęła głęboko. Ktoś położył się obok niej.
 — Wiedziałaś, że idę — stwierdził Damian.
 — Zanim zrobiłeś pierwszy krok. — Chłopak dotknął jej dłoni.
Zacisnęła ją w pięść.
 — Uciekam.
 — Co?
 — Wyprzedzam twoje pytanie. Uciekam.
 — Przed Emilem?
 — Przed wszystkimi.
 — Przede mną też? — W jego głosie czuć było rozbawienie.
Joanna otworzyła oczy i usiadła.
 — Przed tobą w szczególności. — Ujrzała, jak uśmiech na twarzy przyjaciela gaśnie.
 — Dlaczego?
 — Coś do mnie dotarło. Nie widzieliśmy się sześć lat. Zmieniliśmy się. Każde z nas. Czy to pod wpływem czasu, czy Śmierci, ale jesteśmy inni. Nie jesteś już tym samym chłopakiem, co w podstawówce, a ja nie jestem tą samą dziewczyną. Nie wiem sama, kim jestem, a dopiero kim ty jesteś. Moja reakcja, gdy znów cię zobaczyłam, była przesadzona. — Damian złapał dziewczynę delikatnie za dłoń.
Wyrwała ją. Spojrzała głęboko w jego oczy.
 — Nic do mnie nie czujesz? — Smutek wystąpił na jego twarz.
 — To nie to. Lubię cię.
 — Ale tylko lubisz… Więc co to było? Ten pocałunek? Udawałaś? Co chciałaś osiągnąć? — Złość przejęła kontrolę nad nerwami chłopaka. Joanna zdziwiła się.
 — O co mu chodzi? On pierwszy mnie odrzucił — pomyślała.
 — W pierwszym odruchu myślałam, że to to. Chciałam, żeby to było prawdziwe…
 — …Ale nie jest.
 — Nie jest. Tęsknota. To mną kierowało, gdy cię całowałam. Teraz już to wiem. No bo jak można kochać kogoś, kogo nie widziało się tyle lat?
 — Ja cię kocham — odparł.
Joanna pokręciła głową.
 — Nie wierzę ci. To nie jest miłość. To pożądanie, chęć posiadania kogoś. Dobrze wiem, co mówię. Myliłam to przez całe życie. Al teraz już widzę różnicę.
Chłopak pochylił się nad dziewczyną. Joanna odepchnęła go.
 — Odejdź.
 — Ale…
 — Po prostu to zrób. Odejdź. Zostaw mnie samą. Potrzebuję samotności. — Chłopak w odpowiedzi objął ja ramionami i złożył na jej ustach pocałunek.
Odskoczył gwałtownie, gdy dziewczyna ugryzła go w wargę.
 — Nie dotykaj mnie! Już ci mówiłam. Gdybyś mnie kochał, posłuchałbyś za pierwszym razem. Jesteś taki sam, jak Emil… — Rozległ się trzask.
Joanna spojrzała z niedowierzaniem na uniesioną dłoń Damiana. Chłopak też na nią patrzył. Wydawało mu się, że nie należy do niego.
 — Uderzyłeś mnie w twarz…
 — Asiu…
 — Nie. Nic nie mów — warknęła.
Podniosła się gwałtownie z ziemi i pobiegła do domu.

***

Niebo, wcześniej czyste i ozdobione gwiazdami, zakryły burzowe chmury. Żwir zachrzęścił pod stopami chłopaka, gdy wysiadł z samochodu. Zatrzasnął drzwiczki i ruszył przed siebie. Po kilku minutach znalazł się przed wejściem do opuszczonego domu. Farba płatami odpadała ze ścian. Okna na parterze zostały wybite przez okolicznych chuliganów. Na dębowych drzwiach okrytych pajęczyną widniał wizerunek czaszki.
Nastolatek postąpił krok na przód i popchnął je. Otworzyły się. Wszedł do środka. Ruszył w stronę starych schodów. Stopnie przeraźliwie skrzypiały z każdym kolejnym krokiem. Kiedy dotarł na piętro, rozejrzał się. Jego oczy zdążyły się już przyzwyczaić do ciemności. Dostrzegł trzy pary zamkniętych drzwi. Przez szparę jednych prześwitywało delikatne, blade światło. Chłopak uśmiechnął się szelmowsko.
Już czas.

***

Joanna wbiegła do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadła na łóżku. Policzek palił ją od uderzenia. Damian zadał cios mocniej niż Emil.
 — Nie mogę w to uwierzyć. Uderzył mnie. Po każdym bym się tego spodziewała. Nawet po Pawle. Każdym, ale nie po nim. Ten Damian jest tak różny od tego, którego znałam. Ten nowy Damian jest obcy.
Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści, gdy jej ciało ogarnęła wściekłość.
 — Dupek! — krzyknęła. — Pieprzony hipokryta! — Zerwała się z łóżka i zaczęła krążyć po pokoju. — Kretyn! — Kopnęła mocno w szafkę nocną.
Wrzasnęła, gdy ból przeszył jej stopę. Odruchowo złapała za nią i usiadła na łóżku, a łzy popłynęły po policzkach. W jej głowie rozległ się śmiech.
 — Zamknij się, Marta — warknęła Joanna w powietrze.
Intruz roześmiał się głośniej.
 — Wyjdź z mojej głowy! — Nastolatka podskoczyła, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
 — Wszystko w porządku? — rozległ się stłumiony głos Pawła.
Joanna pokuśtykała do drzwi i otworzyła je szarpnięciem. Spojrzała w oczy chłopaka. Dostrzegła w nich nieme pytanie i troskę.
 — Wszystko w porządku. Czemu coś miałoby być nie tak? — W jej głosie pobrzmiewała ironia.
Chłopak spoglądał na nią spod uniesionych brwi.
 — Krzyczałaś… Hej! Znów cię uderzył? — Opuszkami placów dotknął jej wciąż czerwonego i piekącego policzka, a w jego głosie słychać było troskę przemieszaną z gniewem.
Joanna strąciła jego dłoń.
 — Nie. Wszystko jest w porządku. Naprawdę — odparła zirytowana i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Usłyszała jeszcze jego protest, a potem kroki, gdy się oddalał.
 — Jesteś głupia — stwierdziła Marta rozbawiona.
 — I kto to mówi? — odszczeknęła się Joanna.
 — I ślepa. Naiwna.
 — Nie jestem ślepa! — zaprotestowała gwałtownie.
 — Pewnie — prychnęła Marta.
 — Stul pysk!
 — Prawda boli, co? — zarechotała. — Na szczęście dla ciebie ja nie jestem ślepa i naiwna. Dostrzegam rzeczy, których ty nie jesteś w stanie.
 — Co na przykład?
 — Widzę, jak na ciebie patrzy.
 — Niby kto?
 — Paweł. W jego oczach widać miłość. — Joanna prychnęła, ale na jej policzki i tak wstąpił szkarłatny rumieniec.
 — To niemożliwe. Nie może mnie kochać. Nie mnie. Nie zna mnie. Nie wie, co zrobiłam. I nigdy się nie dowie. Zabiorę tę tajemnicę ze sobą do grobu. — Roześmiała się bez cienia rozbawienia. — Zabawne, nie? Wygląda na to, że nigdy się tego sekretu nie pozbędę.
 — On cię kocha — powtórzyła Marta dobitnie. — Widać to w jego oczach i gestach. Każdy o tym wie. Emil to widzi. I Damian także. Jedynie ty jesteś tak głupia. Widać tę miłość w sposobie, jaki się do ciebie zwraca. Jak wymawia twoje imię. Jak się uśmiecha.
 — Co? — wykrztusiła Joanna.
 — To, co słyszysz. Paweł patrzy na ciebie z miłością, z troską. Z rozczuleniem.
 — To nieważne. Ja go nie kocham. Tylko lubię. I tylko trochę go lubię. Przecież pomógł mnie porwać. Oszukał mnie. Nie robi się takich rzeczy osobie, którą się kocha. Nikomu się tak nie robi. — Joanna podeszła powoli i położyła się na łóżku.
Przymknęła oczy i pozwoliła myślom swobodnie płynąć.

Nie kocha mnie. To niemożliwe. Nie wiem, czym jest miłość. Nie wiem, co robić. Nie wiem, jak mam skorzystać z tego, co dostałam.
Zmieniłam się. Nawet nie zauważyłam kiedy! Zmieniam się za szybko. Zmiany powinny zachodzić powoli. Stopniowo. Powinnam zmieniać się z miesiąca na miesiąc, a nie z dnia na dzień. Przestaję być sobą. I to mnie przeraża! Bo nie wiem, co robić. Z kim porozmawiać, by pomógł mi zrozumieć to, co wydarzyło się w moim życiu?
Jak to możliwe? Jak człowiek może aż tak nie rozumieć samego siebie? Swojego ciała, umysłu. Uczuć. Słabości. Jestem słaba. Wiem o tym aż za dobrze. Mam silne ciało, ale tylko ciało. W środku jestem słaba. Wciąż słaba, chociaż moje życie tak się pokręciło.
Kiedyś bałam się chłopaków. Bałam się tego, jak na mnie patrzą. Bałam się, gdy się do mnie odzywali. Czerwieniłam się nawet, gdy prosili mnie o pożyczenie długopisu. A teraz? Całuję ich. Rzucam się na prawie każdego. Zachowuję się jak desperatka. Co się ze mną stało?
Kiedyś myślałam, że będę całować kogoś tylko z miłości. Myślałam, że poczekam do ślubu z pierwszym razem. A teraz? Moje ciało decyduje za mnie. Nie mogę przestać. Nie jestem w stanie przyjąć myśli, że mogłabym nie całować żadnego chłopaka. Uzależniłam się od czyjejś uwagi. Nie mogę znieść myśli, że znów przestaną się mną interesować.
Nie modliłam się od prawie trzech lat. Odkąd skończyłam gimnazjum nie wypowiedziałam ani razu słów modlitwy. A teraz pytam Ciebie, Boże. Dlaczego? Dlaczego nie jestem w stanie zrozumieć tego, co czuję? Nikt mi nie chce wytłumaczyć. Pomóż mi. Po prostu pomóż mi zrozumieć. I zapomnieć. Zapomnieć, kim byłam wcześniej. Bo ja już nie chcę taka być. Błagam, pomóż mi.
Boję się. Boję się o siebie. Boję się siebie. Obawiam się zatracenia w tym wszystkim, że już nie będę więcej sobą.

Joanna, nie otwierając oczu, przekręciła się na bok. Objęła się ramionami i podkuliła nogi. Przez chwilę wydawało się jej, że słyszy głos. Nim jednak zdążyła się nad tym zastanowić, zasnęła z modlitwą na ustach.

***

Chłopak wszedł do pomieszczenia. Dostrzegł na środku pokoju postać odzianą, w czarny długi płaszcz. Kaptur miała zarzucony na głowę. Zgarbione ramiona ją pomniejszały, ale i tak była ogromna. Stała przodem do okna. Unosiła się nad nią lampa, która świeciła bladym niebieskim światłem.
Śmierć odwróciła się w stronę przybysza, kiedy drzwi się zatrzasnęły. Wykrzywiła pozostałości ust, gdy go dostrzegła. On uśmiechnął się niebezpiecznie.
 — Uczyniłeś to, o co prosiłam? — zapytała.
Chłopak kiwnął głową.
 — Wszystko?
 — Tak, Pani — odpowiedział młodzieniec głosem Damiana.
 — Opowiadaj — powiedziała Śmierć naglącym tonem.
Damian od niechcenia oparł się o ścianę.
 — Z Emilem, tak jak się spodziewałem, poszło gładko. Bardzo łatwo było go przekonać, że Joanna go pragnie. — Zaśmiał się rozbawiony. — Tak łatwo go przechytrzyć. Wystarczy mówić mu to, co chce usłyszeć. To samo jest właśnie z Aśką. I z większością ludzi. Wierzą w to, w co chcą wierzyć. Trochę było problemów w związku z Pawłem. Emil nie chciał słuchać. Cały czas kręcił głową i powtarzał, że to jego przyjaciel i nie może tego zrobić. Sentymentalny głupek! W końcu musiałem użyć ostateczności. Wszedłem do jego głowy i zmieniłem mu wspomnienia. Teraz kretyn myśli, że Paweł wtedy w lesie zaatakował go bez powodu. Nie pamięta, że Paweł prawie umarł przez niego. Nie pamięta tego, że jego przyjaciel pożywił się wczoraj dziesięcioma osobami. Debil myśli, że Paweł nie jadł od miesiąca. Teraz wszystko już jest załatwione. Zrobi to, co mu rozkazałem. Emil udaje takiego twardego i nieustraszonego. Tak naprawdę czuje strach. Boi się, że znów powróci do poprzedniego życia jako człowiek. Zrobi wszystko, by do tego nie dopuścić. I właśnie dlatego nie rozumiem… — Spojrzał Śmierci w twarz. — …Czemu wybrałaś go na lidera? To największy kretyn, jakiego znam. On nie ma żadnego instynktu samozachowawczego.
 — O to chodzi. Jest głupim, zwykłym pionkiem. Potrzebowałam kogoś, kto nie będzie o nic wypytywał. Kogoś, kto wypełni moje polecenia bez dyskusji. Nieważne czy z lojalności, czy ze strachu. Nie musi mnie szanować. Wystarczy, że będzie się bał. — Śmierć zaczęła się obracać w stronę okna. — Jeśli to wszystko, możesz odejść — rzekła i machnęła ręką.
Chłopak nie ruszył się.
 — Coś jeszcze? — zapytała Śmierć, a w jej głosie rozbrzmiała irytacja.
 — Dalej nie rozumiem, co masz z tego, o Pani? — Podszedł bliżej Śmierci. — Pozwalasz nam, grupce nastolatków, na bezkarne zabijanie ludzi i wysysanie im dusz. Zastanawia mnie, więc po co nas stworzyłaś? No bo przecież nie było ci nas żal! Gdyby tak było, to pozwoliłabyś nam wszystkim umrzeć, a nie dawałabyś nam nowego życia. Oboje dobrze wiemy, że w ten sposób tylko przedłużasz naszą agonię. — Śmierć zwróciła się w jego stronę.
 — Nie zawsze taka byłam! — krzyknęła nagle i postąpiła krok w stronę chłopaka, który cofnął się z przestrachem. — Byłam piękna i młoda tak jak wy, przeklęci Pożeracze! Zrodziłam się w dniu, kiedy wasza Matka Ewa posiliła się jabłkiem z drzewa Poznania Dobra i Zła! Powstałam, gdy ona wraz z waszym ojcem Adamem opuściła Raj i zstąpiła Ziemię. Zostałam stworzona jako piękna kobieta, by w dniu swojego końca ludzie bez strachu opuszczali wasz świat, Pożeraczu. Narodziłam się za sprawą Boga i została zesłana w Czeluści Piekieł, by istnieć tam wraz z Lucyferem, Największym z Aniołów. — Spojrzała Damianowi w twarz.
Chłopak nie spuścił wzroku.
 — Zostałam jego kochanką. Wbrew temu, co wy, głupi ludzie, sądzicie, diabeł nie jest istotą z rogami i długim czerwonym ogonem. Uśmiech nadaje jego twarzy lekko drapieżnego wyglądu. Ma tak ciemne tęczówki, że nie odróżniają się od źrenic. Śniady mężczyzna z niebezpiecznym uśmieszkiem na ustach. Żyliśmy ze sobą przez dwa tysiące lat. — Śmierć zniżyła krzyk do szeptu, jakby ze wstydem. — Potem zdradziłam go. Zdradziłam Najpotężniejszego Upadłego Anioła z Pożeraczem. Istotą, stworzoną przeze mnie, by zbierała dusze, które po śmierci miały trafić do nieba. Na początku do tego służyliście, Przeklęci. Lucyfer zemścił się na mnie. Pozbawił mnie młodości i urody. Odtąd ludzkie istoty ze strachem odchodzą z tego świata.
 — Więc do tego jesteśmy ci potrzebni? Odzyskania młodości i urody? — zapytał chłopak, otwierając oczy szeroko ze zdumienia. — Myślałem, że chodzi o coś większego. — Śmierć warknęła.
 — Głupcze! Nie jestem ludzką płytką istotą! Dzięki wam nie odzyskam tylko wyglądu! Zdobędę dość siły, by zemścić się na Panu Piekieł! Strącę go z tronu i zajmę jego miejsce! Poniżę Lucyfera, pozbawiając go tego, czego on pozbawił mnie! Zemszczę się też na Panu Niebios! Zemszczę się na Bogu, który mnie stworzył, a gdy stwierdził, że jestem niebezpieczna, bo kuszę anioły, zesłał mnie do Piekła! Zniszczę Ziemię. Świat, który z taką czcią i nabożeństwem tworzył. Zniszczę jego dzieci! Ludzi, których kocha bardziej niż anioły! Więc pozbawię Go tego! Razem z archaniołami połączonymi w jedno, by stworzyć najdoskonalsze istoty!
 — Ale jak my mamy ci pomóc? Co mamy robić? — zapytał Damian z zainteresowaniem, zbliżając się do Śmierci.
W jego oczach błysnęła iskra szaleństwa.
 — Wystarczy to, co już czynicie. Pożywiajcie się ludzkimi duszami. Zbierajcie je w sobie. A niedługo ja przybędę i poderżnę Wam gardła. I wtedy te dusze, które w sobie zgromadzicie, wystąpią z waszych ciał, a ja je wszystkie przejmę w moje rozpadające się ciało. Kiedy będziecie puści, staniecie się zombie. A zombie, które zabiliście, powstaną z ziemi. I pozbędą się wszystkich ludzkich istot. Wtedy połączę się z aniołami. I stworzę zupełnie nowy świat.
Niepokój chwycił Damiana za serce, ale szybko go zwalczył. Mimo wszystko za późno. Śmierć już go wyczuła. Zaśmiała się. Jej śmiech brzmiał jak odgłos tłuczonego szkła. Krew zamarzła w żyłach chłopaka.
 — Myślałeś, głupcze, że pozwolę wam żyć wiecznie? Dlatego akceptuje to wszystko. Niewiele życia wam pozostało. Większość z was chciała umrzeć, gdy ofiarowywałam wam nowy byt. Już niedługo spełnię wasze życzenie.
 — To okrutne — stwierdził Damian beznamiętnie. — Dałaś im wszystkim nadzieję, że życie jednak ma sens.
 — Bóg też daje nadzieję. A potem odbiera ją. Pozwala wierzyć ciężko chorym, że uda im się pokonać chorobę. Następnie oddaje ich mi. Bóg nie jest wcale lepszy od Lucyfera. Kiedy zesłał mnie do piekła, zrozumiałam, że On wcale nie jest miłością. Nigdy więcej nie przekroczyłam progu niebios. — Damian podszedł do Śmierci i ukląkł przed nią.
 — Ja, twój sługa, zrobię wszystko, by twój plan się powiódł, o pani — powiedział, bez strachu patrząc w jej puste oczodoły.
Nie powiedziała tego, ale on dobrze wiedział, że nie zabije go, jeśli on pomoże jej wykonać plan.
 — Nie wątpię. Nie masz wyjścia. W przeciwnym razie zginiesz razem z innymi Pożeraczami — odparła Kostucha i ze śmiechem zniknęła.
Chłopak wstał z kolan.
 — To mój czas. Zrobię wszystko, by zdobyć władzę — pomyślał, po czym wziął rozbieg i wyskoczył przez otwarte okno. Kiedy wylądował na stopach, rzucił się biegiem w stronę samochodu.

***

Gwar nasilił się. Joanna otworzyła oczy i zamrugała kilka razy. Z zainteresowaniem zczołgała się z łóżka. Podeszła i wyjrzała przez okno. Na środku podwórka, tworząc koło, stali Pożeracze.
Dziewczyna otworzyła usta zaskoczona. Było ich więcej niż czterdziestu. Aśka obróciła się na pięcie i, nie zawracając sobie głowy tym, że dopiero wstała z łóżka, wybiegła z pokoju. Przeskakując co dwa stopnie, zbiegła ze schodów.
Kiedy wypadła na dwór, rozejrzała się spanikowana. W końcu go znalazła. Rzuciła się w jego stronę.
 — Co się dzieje? — zapytała, przeciskając się przez tłum i podchodząc do Damiana.
 — Egzekucja. — Nastolatka zmarszczyła brwi i spojrzała pytającym wzrokiem na chłopaka.
 — Egzekucja? — zapytała, nic nie rozumiejąc. — Czyja?
 — Sama zobacz — odparł Damian.
W jego głosie pobrzmiewało zirytowanie. Joanna powędrowała za wzrokiem tłumu.
Na środku podwórka stał Emil. W prawej ręce trzymał pistolet. Przed nim ktoś klęczał. Asia przepchnęła się na początek zebranych, by lepiej widzieć. Jęknęła, gdy dostrzegła, kto to klęczał przed blondynem.
Ręce Pawła zostały związane za plecami, ale głowę miał uniesioną dumnie. Patrzył oprawcy prosto w oczy. Po jego twarzy i nagim torsie spływała strużka krwi z rozciętej brwi i złamanego nosa.
Dziewczyna chciała ruszyć w jego stronę, ale poczuła, jak palce prawej dłoni Damiana zaciskają się na jej ramieniu. Spojrzała na niego zirytowana. Chłopak patrzył przed siebie, nie zwracając uwagi na próby wyrwania się dziewczyny.
Joanna zamarła, gdy Emil odwrócił się i rozejrzał po twarzach zgromadzonych. Po chwili przemówił:
 — W dzisiejszym dniu zostanie wykonana egzekucja na Pawle Knycu! — zakrzyknął, po czym obrócił się z powrotem w stronę przyjaciela.
Patrzył na niego, ale kolejne słowa, które wypowiedział, skierowane były też do tłumu.
 — Zostałeś skazany na karę śmierci za złamanie dwóch podstawowych reguł! Po pierwsze zaatakowałeś lidera wybranego przez samą Śmierć bez powodu… — Joanna otworzyła usta, by zaprotestować, kiedy odezwał się Damian:
 — Zamknij się — warknął.
Urażona dziewczyna spojrzała na niego ze złością. Co on sobie wyobraża?!, pomyślała. Otworzyła usta, by rzucić jakąś ripostę, ale kolejne słowa Emila sprawiły, że krew zamarzła jej w żyłach.
 — …Po drugie i najważniejsze nie żywiłeś się przez ponad miesiąc! — Przez tłum przeszedł pomruk zaskoczenia.
Wcześniejsze niespokojne szepty nasiliły się.
 — Nie! Przecież jadł wczoraj! On… — wrzasnęła Joanna, ale jej dalsze słowa zostały stłumione, gdy Damian zatkał jej usta dłonią.
Emil nawet nie spojrzał w tamtą stronę, ale Paweł tak, odrywając tym samym wzrok od przyjaciela. W jego oczach błysnął ból. Miał nadzieję, że Joanna nie będzie musiała tego oglądać, ale się przeliczył. Zerknął na oprawcę, gdy Emil przystawił broń do jego skroni.
 — Nie! — Joanna rzuciła się w tamtą stronę.
Damian złapał ją za ramiona. Pistolet wystrzelił.
 — Nie, nie, nie, nie, nie! — Spróbowała wyrwać się chłopakowi, ale trzymał ją mocno.
 — Zostaw! — rzucił ostro Damian. — Złamał zasady, jakie ustaliła Śmierć. Musiał zginąć. — Joanna schowała twarz w dłonie i ze szlochem opadła na kolana.
Tym razem Damian pozwolił jej na to.
 — Co tu się sta… — Karolina, która dopiero teraz dołączyła do zbiegowiska, urwała w pół słowa.
Wydała z siebie nieludzki krzyk, gdy zobaczyła zakrwawione ciało Pawła leżące u stóp Emila. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, z okrzykiem wściekłości rzuciła się w stronę oprawcy jej przyjaciela, gdy dostrzegła, że ten uśmiecha się.
Chłopak wycelował i nacisnął spust. Okrzyk nienawiści przeszedł w jęk bólu, gdy kula przeszła na wylot przez jej ramię. Chwyciła za nie dłonią i opadła na kolana. Emil powolnym krokiem podszedł do dziewczyny, która patrzyła na niego z nienawiścią.
 — Następnym razem wyceluję w serce — warknął.
Obrócił się w stronę tłumu.
 — Docierają do mnie różne opinie na mój temat. Dobrze wiem, co o mnie sądzicie. Nie jestem ślepy. — Damian prychnął rozbawiony. — Większość z was sądzi, że nie powinienem być liderem. Jednakże to MNIE wybrała Śmierć! To… — Wskazał dłonią najpierw ciało Pawła, a potem na Karolinę. — …ostrzeżenie! Dla wszystkich! Oni oboje chcieli mnie zaatakować. Jednemu z nich się udało. I co mu to przyniosło? Leży tutaj. Pod moimi stopami. — Emil prawą nogą dotknął głowy martwego przyjaciela i obrócił ją bokiem. — I na co ci to było, przyjacielu? — zapytał retorycznie.
Znów rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. Wyczytał z nich różne uczucia. Od nienawiści, po strach, aż do szacunku i zafascynowania.
 — Nie będę tego więcej powtarzać, więc słuchajcie. Od dzisiaj każdy, kto chociaż spróbuje mnie zaatakować, zginie, ale najpierw pozna mój gniew! — Odwrócił się i ruszył przez tłum, który rozstępował się, robiąc mu przejście. — Zakopcie go — rzucił jeszcze od niechcenia przez ramię i skierował swoje kroki w stronę domu.
Wszyscy patrzyli za nim, aż zniknął im z pola widzenia. Nikt z nich się nie odezwał, gdy z tłumu wystąpiła dziewczyna, i podeszła do ciała Pawła. Delikatnym ruchem zamknęła mu powieki.
Karolina wstała z kolan i, wciąż trzymając się za ramię, zbliżyła się do przyjaciela, po czym opadła obok niego. Z jej piersi wydobył się nieludzki krzyk. Joanna też się podniosła i ruszyła w tamtą stronę. Damian znów spróbował ją zatrzymać, ale tym razem była szybsza. Przemknęła mu pod ramieniem i podeszła do Karoliny. Pochyliła się nad jej uchem i, nie powstrzymując łez, szepnęła:
 — Nie przywrócisz mu życia. Chodź. Musimy iść do Magdy, żeby opatrzyła twoją ranę.
 — Ale co z… — czknęła Karolina, gdy szloch przejął kontrolę nad jej ciałem.
 — Ktoś zabierze jego ciało do gabinetu. Zajmą się nim — odszepnęła Joanna i objęła ją.
Pomogła roztrzęsionej dziewczynie wstać i chociaż jej serce przed chwilą pękło na pół, ruszyła z nią w stronę domu, gdzie śmierć czyha na każdym kroku.

Z nieba lunął deszcz.




Zgadnijcie, kto znowu betował? Tak, to moja narzeczona Cesik! Dziękujemy <3 

3 komentarze:

  1. Przeczytałam wszystko w jeden poranek :)
    MOCNE! Bardzo mi się podoba, ciągle czuje się taką tajemniczość...
    Dodaję bloga do obserwowanych i obiecuję śledzić każdy rozdział :)
    Tylko proszę, bardzo proszę, nie poddawaj się i nie porzucaj opowiadania w połowie, jak to robi mnóstwo osób!
    Chcę się kiedyś dowiedzieć jak to się wszystko skończy.

    Ahaa, i bardzo żal mi Pawła ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. Sweet kitty, come to mummy~

    Idę sobie wysiać gwiazdy nad domem, bo tak ponuro coś.

    Co to w ogóle za pomysł, żeby beta miała dysleksję, wrrr. *luźna dygresja*

    ZMĄDRZAŁA?! D:
    A, nie, dalej jest głupia.

    On też jest głupi. A wydawał się mądrzejszy.

    Boże, jaka z niej Mary Sue. No nie zdzierżę.

    „Ale ja cię kocham”
    *facepalm*

    Merlina, ta Marta jest mądra!
    Ej, Marta. Jęcząca Marta. Hahah.

    No, ale Joaśka dalej jest głupia. Kurczę, taki potencjał Pożeraczy Dusz zmarnowany na jakiś głupi romans D:

    Monolog wewnętrzny ftw.

    Och, och. Joaśka ma być nową śmiercią? Ale byłoby fajnie.
    A, jednak nie. Chyba. Szkoda.

    Śmierć jest głupia. Znaczy, ta w Twoim opowiadaniu. Tej normalnej nie obrażam. Oj, nie. Można powiedzieć, że jesteśmy dobrymi przyjaciółkami po przejściach.

    Zombieee~

    Dobra, a gdzie w tym śmiercionośnym planie miejsce Joaśki i jej adoratorów?

    Za często robisz „celowe” powtórzenia, bejbe.

    No, ale zrobiło się ciekawiej.

    We can’t back down
    We’ll never let them change us
    We’re gonna make it now
    What are we waiting for...
    What are we waiting for...

    Nobody else needs to know
    Where we might go...
    We could just run them red lights
    We could just run them red lights


    CeS ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. No to doszłam do sławetnego końca (na chwilę obecną). Czas na wielkie podsumowanie no i oczywiście ostatni (puki co) komentarz! Zaczynamy!!!
    Po pierwsze: szata graficzna.
    Za pierwszym razem jak wpadłam na twój blog, myślałam, że dostanę palpitacji. Szablon (bez urazy) był obrazą dla dobrze zapowiadającego się opowiadania. Gdybym nie musiała zacząć czytać uciekałabym gdzie pieprz rośnie. Na szczęście zostałam i suma summarum wcale nie żałuję, o czym będzie dalej :D Obecna grafika (tu wielkie ukłony dla Raiona bo wcale nie wyszedł z wprawy) przyciąga oko i naprawdę oddaje to co w opowiadaniu dość gęsto się przewija. Mroook ;] O tak! To to co Rowinki lubią najbardziej :p Cud miód i orzeszki paprykowe ;p Bardzo ładnie i oby tak dalej :D
    Po drugie: pomysł.
    Przyznam, że sam pomysł na opowiadanie jest świetny. Ja osobiście nie spotkałam się z czymś podobnym do pożeraczy, więc mogę uznać twoje opowiadanie za pierwsze z tego rodzaju. Rozkład, śmierć, krwawe pożywianie :) Całkiem interesujące i przyciągające moją uwagę.
    Po trzecie: treść.
    Cóż i tu będę (obawiam się, że to konieczne) nieco marudna. Widzisz początek (jak możesz poczytać w komentarzach) bardzo przypadł mi do gustu i naprawdę się podobał. Później coś się stało niepokojącego, a wszystko było takie nijakie i pozbawione tego czegoś, co mnie przyciągało. Znudziłam się i naprawdę musiałam zmuszać się do czytania. Dziwne, bo ostatni rozdział to taki małe bum! Znów mnie zaciekawił i sprawił, że z chęcią jeszcze do ciebie wpadnę. Widzisz zastanawia mnie skąd ta nierówność... Życzę aby każdy kolejny rozdział był lepszy od ostatniego i byś zbytnio nie odpływała na zawiłych fantazjach seksualnych ;p Daj ty im pokój ;p
    Tak to wygląda z mojej strony. Rozumiem wytłumaczenie zmian w zachowaniu Joanny, ale polecałabym tak czy siak rozciągać całą akcję w czasie. Huśtawki nastrojów bohaterki są jak kobiety w ciąży. Tracą na wiarygodności.
    Jeśli idzie o całą resztę to choć piszesz ciekawą intrygę, udostępniasz ją czytelnikowi w banalny sposób, przez co nieco traci na fajności. Wierzę jednak (całym sercem i duszą), że dasz sobie ze wszystkim radę i kolejne rozdziały będą mnie mocno fascynować i zatrą pamięć o tych kilku, nie do końca fajnych.
    Przybyłam, zobaczyłam, przeczytałam i skomentowałam.
    Eve Rowindale z akcji Różowe Ciasteczka odmeldowuje się i życzy weny! Niech wen będzie z nami i do następnego razu :D

    OdpowiedzUsuń